DEMON
Polska – 2015 r.
Reżyseria: Marcin Wrona
„Chciałbym, żeby przez pierwszą część
filmu widz się świetnie bawił (kto z nas się nie śmiał z pijaka?),
(…) a na koniec, żeby przerażony milczał”. Powyższe słowa należą
do Wojciecha Smarzowskiego, który w taki sposób określał swój
film „Pod mocnym Aniołem”. Przytaczam je, gdyż równie dobrze służyć mogą
jako opis „Demona” Marcina Wrony, opowieści o opętaniu pana młodego przez
dybuka, która łączy elementy satyry i horroru.
W jednej ze scen ojciec panny
młodej (A. Grabowski), naśladując Kaszpirowskiego, próbuje hipnotyzować
weselników. Tak samo my począwszy od pierwszych kadrów jesteśmy skutecznie
przez reżysera wprowadzeni w dziewięćdziesięciominutowy trans, ba, może
nawet opętani przez „Demona”. Czaruje się nas nie tylko świetnymi zdjęciami,
ale i atmosfera tak gęstnieje z każdą kolejną minutą,
że nie jesteśmy w stanie oderwać od filmu oczu.
„Demon” korzysta z estetyki horroru,
lecz jego celem nie jest wywoływanie w nas strachu, szybkiego bicia serca
czy nerwowego obgryzania paznokci. Stary, opuszczony dom, duchy, odgłosy,
opętanie, deszczowa noc, poranna mgła, (świetna!) muzyka, która wywołuje
ciarki, służą wywołaniu atmosfery tajemnicy oraz stanowią punkt wyjścia
do uruchomienia satyrycznej machiny oraz apelu o podtrzymywanie
pamięci historycznej. Na przemian reżyser miesza sceny wywołujące śmiech
z tymi rodem z horroru. Przejścia między elementami są przeprowadzone
płynnie, lecz obok przykładów genialnej symbiozy (najzabawniejszy filmowy
egzorcyzm w ostatnich latach) czasem pojawiają się zgrzyty.
Przedstawianie przywar Polaków
na imprezie weselnej ma swoją genezę już w „Weselu” Wyspiańskiego
(ekranizowanego przez A. Wajdę), a ostatnio motyw ten
wystąpił w „Weselu” Smarzowskiego, do którego „Demon” jest
chwilami bardzo podobny. Wrona w mniejszym stopniu piętnuje grzeszki typu
pijaństwo, chciwość czy mitomanię. Bardziej interesuje go polski strach
i niechęć wobec obcych oraz opory przed rozgrzebywaniem
przeszłości. Nie tworzy jednak filmu rozliczeniowego, jak Pasikowski
w „Pokłosiu”, które również korzystało z elementów thrillera czy
horroru. Apeluje o to, by nie zapomnieć uwierających aspektów
historii kraju.
W obsadzie „Demona” nie ma słabych
punktów. Najlepsze występy od lat notują Grabowski i Woronowicz,
którzy udowadniają, że posiadają ogromny potencjał komediowy. Nieźle
wypada Schuchardt, a Żulewską kamera po prostu kocha. Świetny jest
również izraelski gwiazdor Itay Tiran, który bez pomocy efektów
specjalnych portretuje opętanego.
Ci, co lubią klarowne wyjaśnienia, będą
„Demonem” rozczarowani. Inni dzięki licznym niedopowiedzeniom będą mogli
spierać się i interpretować wydarzenia z fabuły na wiele
sposobów. „Demon” to świetne kino znakomicie łączące komedię z horrorem
(ale nie komediowy horror) i szkoda, że to ostatni film Marcina
Wrony.
OCENA (1-5): 4
Jak tylko pojawi się w internecie z chęcią go obejrzę ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że seans w kinie będzie o wiele lepiej smakował :)
UsuńAkurat Woronowicz i Grabowski nie muszą niczego udowadniać. Moim zdaniem to na dziś bodaj najbardziej utalentowani polscy aktorzy. A co do "Demona" to czekałem na niego z niecierpliwością jeszcze przed tragedią Wrony i równie mocno czekam i dziś!
OdpowiedzUsuń"Inni dzięki licznym niedopowiedzeniom będą mogli spierać się i interpretować wydarzenia z fabuły na wiele sposobów. ". Staaary idę!
OdpowiedzUsuń