Sufrażystka (Suffragette)
Wielka Brytania – 2015 r.
Reżyseria: Sarah Gavron
Truizmem jest stwierdzenie, iż ruch sufrażystek, jak każdy
inny historyczny ruch walczący o prawa człowieka, zasługuje
na zainteresowanie dużych wytwórni filmowych. Jednakże jak okazuje się
w świecie filmowym nie było to takie oczywiste, gdyż dopiero
w tym roku taki film możemy obejrzeć. Zrealizowała go Sarah Gavron,
która swoim poprzednim filmem „Brick Lane” udowodniła, iż dobrze odnajduje
się w kinie portretującym kobiety i z zacięciem feministycznym.
Wydawałoby się więc, że to dobry wybór, lecz czy „Sufrażystka” jest
w pełni udanym filmem?
W filmie losy sufrażystek poznajemy oczyma fikcyjnej
postaci Maude Watts (Mulligan). Jest ona przeciętną robotnicą pralni, osobą
podporządkowaną i nie szukającą problemów. Pewnego dnia jest świadkiem
akcji sufrażystek, w postaci wybijania okien kamieniami, w której
uczestniczy jej znajoma z pracy (Anne-Marie Duff). Maude stopniowo będzie
angażować się w ruch sufrażystek, aż stanie się jedną
z najzagorzalszych członkiń ruchu.
„Sufrażystkę” można śmiało określić filmem z nurtu
„brytyjskiej szkoły Oscarowej”, którego przykładami mogą być „Gra tajemnic”,
„Jak zostać królem” czy „Tajemnica Filomeny”. Podstawowymi elementami są
fascynująca i ważna historia z przeszłości, gwiazdorska obsada
oraz muzyka Desplata. W „Sufrażystce” odnaleźć można wszystkie te
składniki, lecz okazuje się, że nie zawsze ich połączenie daje uzyskać
zamierzony efekt (choć mogę się mylić, bo do Oscarów jeszcze sporo czasu).
Główną winą obarczyć należy scenariusz, który wykorzystuje bez umiaru
kliszę o feministce-świętej cierpiętnicy. Moralne i emocjonalne
konsekwencje radykalnych metod (szczególnie tej finałowej), porzucenie
dziecka i rodziny są zbywane słuszną walką o ideę równouprawnienia.
Bezsprzecznie brakuje także lżejszych scen, które mogłyby rozluźnić
przygnębiającą atmosferę filmu. Zdecydowano się również na banalny
czarno-biały podział, w którym mężczyźni są tak komiksowo źli,
że zdziwienie budzić może podany na koniec filmu fakt, że kilka
lat po wydarzeniach z filmu część postulatów brytyjskich sufrażystek
zostanie spełnionych. W scenariuszu znalazły się również dobre pomysły,
a ciekawym wątkiem było zauważenie rosnącej roli mass mediów i wpływu
na opinię publiczną. Natomiast muzyka Desplata jest nienachlana, ba,
niezauważalna. Ani nie pomaga, ani nie rujnuje filmu.
Orientując się w swoich niedoskonałościach próbowano
zamaskować je eksponując umiejętności aktorek. Złośliwi mogliby stwierdzić, iż
„Sufrażystka” została pomyślana wręcz jako ekran wystawowy pod nagrody dla
aktorek. Kamera skupia się głównie na ich twarzach i wyrażanych,
zazwyczaj subtelnie, emocjach. Mimo rozmachu kostiumowego
i scenograficznego, jest to film kameralny, w którym
z rzadka pojawiają się większe sceny. Główne skrzypce gra oczywiście Carey
Mulligan. Świetnie kreuje przemianę z szarej myszki w niezłomną
aktywistkę, a cierpienie wynikłe z prześladowania władz potęguje jej
dziewczęca aparycja i delikatne rysy. Wydaje się, że jako jedyna
wykorzystuję daną szansę, co nie oznacza, że pozostała obsada wypada źle.
Jest po prostu solidnie. Meryl Streep występująca w jednej scenie
potwierdza swoją klasę, a Helena Bonham Carter jest nieprawdopodobnie
spokojna, niczym po zabiegu sedacji. Interesujące postaci tworzą również
Ben Wishaw, jako mąż Maude, i Brendan Gleeson w roli policyjnego
śledczego.
„Sufrażystka” wywiązuje się ze swojego zadania,
gdy musi oddać słuszny hołd ruchowi sufrażystek, które zbuntowały się
przeciwko porządkowi i tradycji. Szkoda więc, że widzów potraktowano,
tak jakby nie wierzyli w słuszność równouprawnienia, a scenariusz
napisano tak, aby nikt nie miał wątpliwości co do idei, metod
i pomnikowych postaci. Mimo wszystko jest to solidna i pełna
emocji brytyjska produkcja z dobrym aktorstwem.
OCENA (1-5): 3
Za możliwość przedpremierowego seansu dziękuję dystrybutorowi UIP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz