Luther
Wielka
Brytania – 2015 r.
Dwa odcinki
specjalne zwane czwartym sezonem
Po dwóch latach absencji serial
o nieszablonowym brytyjskim detektywie powrócił w formie dwóch
odcinków specjalnych. Tak krótki „czwarty sezon” wydaje się być pochodną dwóch
pomysłów na serię: pełnometrażowego filmu oraz kontynuacji
w formie odcinkowej. Niezdecydowanie odbiło się czkawką na ogólnej
jakości, natomiast mimo że czwarta odsłona przygód Luthera jest najsłabszą
z dotychczasowych, to i tak zachowuje poziom nieosiągalny dla
wielu seriali.
W finałowych scenach trzeciego sezonu,
pamiętamy jak Luther wyrzucając swój płaszcz do Tamizy symbolicznie
porzuca pracę detektywa. W pierwszym odcinku spotykamy go więc w
nowej odsłonie. Mieszka samotnie w chatce na nadmorskim urwisku
i oficjalnie będąc na urlopie żyje z dala
od wielkomiejskiego zgiełku. Nieróbstwo trwa jednak krótko, bo przerywa go
policyjna para, która informuje go o szokującym wydarzeniu, przez
które Luther postanawia wrócić do Londynu, gdzie zmienia zieloną kurtkę
na słynny tweedowy płaszcz i stara się dociec prawdy. W tym
samym czasie w brytyjskiej stolicy grasuje nowy seryjny morderca,
który ma skłonności do kanibalistycznych rytuałów. Barczysty detektyw
nie byłby sobą, gdyby i tą sprawą się nie zajął.
W centrum fabuły stoi oczywiście Luther.
Zgodnie z tradycją i w nowych odcinkach nie ma lekko,
gdyż musi prowadzić kilka śledztw jednocześnie, a sprawy
prywatne i zawodowe nachodzą na siebie. Nie zmienia się również
metodologia londyńskiego detektywa, gdyż wszelkie procedury i własne
bezpieczeństwo ma w głębokim poważaniu. Cel uświęca środki, a jest
nim rozwiązanie sprawy i powstrzymanie przestępców. Stała jest również
warstwa wizualna, w której przeważają depresyjne kolory, a Londyn
ukazywany jest z tej mniej reprezentatywnej strony. Nowe dwa odcinki
przynoszą za to wzrost intensywności. Oczywiście nie pojmowanej
w kategorii pościgów, wybuchów i pojedynków. Wszelkie atrakcje
w serialu były i dalej są wyłącznie miłym dodatkiem.
W „Lutherze” wciąż chodzi o systematyczną pracę i mało efektowne
rozwiązywanie śledztwa oraz interakcje detektywa z otoczeniem
i prawem. Po prostu twórcy zbyt bardzo wzięli sobie do serca
zasadę kontynuacji, którą streścić można dwoma słowami – „bardziej
i więcej”. Zgodnie z powyższym kłopoty występują w zwiększonej
dawce. Luther prowadzi jedno śledztwo oficjalne, dwa nieoficjalne, a na
dodatek mafia wyznaczyła cenę za jego głowę. Wszystko to dostarcza
ciągłego i odpowiedniego napięcia. Niestety przydługi wstęp zajmujący
praktycznie cały pierwszy odcinek zrzucił cały ten galimatias na drugi
epizod. A wątki te ściśnięte na tak krótkim odcinku czasowym
nie otrzymują odpowiedniej mocy, aby odpowiednio wybrzmieć i aby
widz mógł traktować je jako poważne zagrożenie dla głównego bohatera, co było
motorem napędowym poprzednich sezonów i stanowiło o ich sukcesie.
Zauważać to wydają się również twórcy, którzy kosztem postaci starają
się wyłącznie jak najsprawniej opowiedzieć nam historię, na którą
przeznaczali zazwyczaj większą ilości odcinków.
Dalej bolączką serii jest brak porządnych
złoczyńców. Na papierze są wymagającymi rywalami
i w czwartej serii nie jest inaczej, lecz służą oni bardziej jako
psychologiczny skrypt, podstawka pod prezentację błyskotliwego intelektu
Luthera, pobieżne przedstawienie większego problemu (tym razem bezpieczeństwa
w sieci) i możliwość wykorzystania stylistyki horroru. Twórcy dają
szansę występowania w tych rolach mniej znanym aktorom, co powoduje,
że kreacje aktorskie są groteskowo przerysowane. Nie wiem również czy tak
wyglądają statystyki brytyjskiej policji, na które często bohaterowie się
powołują, czy to polityczna poprawność, ale w serialu
psychopatami wszelkiej maści są wyłącznie rdzenni przedstawiciele Wysp
Brytyjskich.
You know nothing John...Luther? |
Idris Elba rolą Johna Luthera zaskarbił sobie
przychylność widzów i krytyków. W tej roli raczej nikt nie wyobraża
sobie kogoś innego, a w nowych odcinkach aktor potwierdza,
że potrafi utrzymać serię na swoich barkach i nie zamierza
odcinać kuponów od sławy. Spośród nowych postaci twórcy wprowadzają dwie
ważne postaci kobiece. Są nimi policjantka Emma (Rose Leslie z „Gry
o Tron”) i tajemnicza Megan (Laura Haddock z „Demonów da
Vinci”). Część bohaterów zginęła, inni nie powrócą, więc obie wydają się być
szykowane jako ich zastępstwa. Natomiast czy zapełnią po nich lukę?
Jeszcze za wcześnie, by odpowiedzieć z pełnym przekonaniem, bo
ten serial ma to do siebie, że wśród postaci kobiecych występuje
dosyć spora rotacja.
Zatem dwa odcinki specjalne „Luthera”
posłużyły jako łącznik między starym a nowym. Śladem grudniowego kinowego
odpowiednika w postaci „Przebudzenia Mocy” dokonano reorganizacji
historii, ustawiono fabułę na nowe-stare tory i zbudowano podwaliny
pod kontynuację przygody. A „Luther” zasługuje na ciąg dalszy,
bo to jeden z najlepszych seriali kryminalnych. Potrzebne są jednak
nowe pomysły, a nie powielanie starych.
OCENA (1-5): 3,5
Recenzja dostępna również na Movies Room
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz