Wojna i Pokój
Wielka Brytania – 2016
Reżyseria: Tom Harper
Brytyjska BBC zapisała się w historii wieloma znakomitymi produkcjami.
W przypadku seriali i miniseriali kostiumowych stacja zyskała pozycję
autorytetu i stałą się dla wielu punktem odniesienia. Teraz swoją czołową
pozycję udowadnia ekranizacją „Wojny i Pokoju”.
„Wojna i Pokój”
ekranizowana była w różnych momentach historii kina. Z racji ilości wątków i
bohaterów stanowiła zawsze spore wyzwanie dla filmowców. Będący u progu kariery
reżyser Tom Harper („Anioł Śmierci”) postawił na (prawie) wierną ekranizację
epopei Lwa Tołstoja, którą wydestylował wręcz do postaci austenowskiego
melodramatu. Pomógł mu w tym doświadczony Andrew Davies, scenarzysta „Dziennika
Bridget Jones”, który na swoim koncie ma uznane adaptacje „Dumy i Uprzedzenia”
czy „Rozważnej i romantycznej”. Jeśli wzdrygnęliście się na nazwisko Austen, to
uspokoję Was, że nie sprowadzono Tołstoja do poziomu zwykłego romansidła i
mezaliansów. Oczywiście siłą napędową serialu Harpera są intrygi majątkowe oraz
zawieranie małżeństw dla podreperowania rodzinnych finansów, gdzie zwrot
„bogaty wybór” zyskuje drugie dno. Kwestie filozoficzne i polityczne pozostają
w cieniu polityki, tej rodzinnej, przedstawionych w serialu rodów, lecz nie
zostają zepchnięte na całkowity margines. Dodatkowo „Wojna i Pokój” została podrasowana
o sceny nagości i erotyczne, co spotkało się z wieloma kontrowersjami. Problem
ten został wyolbrzymiony, więc nie spodziewajcie się konkurencji dla produkcji
spod znaku HBO. Nie jesteśmy bombardowani penisami i kazirodczym seksem. Oba te
elementy są, lecz ich prezentacja odbywa się z dużym wyrafinowaniem i wyczuciem
smaku.
Fabuła zgodnie z pierwowzorem
przedstawia członków kilku arystokratycznych rosyjskich rodzin, których losy
przecinają się na przestrzeni wojen napoleońskich. Śledzimy więc interakcje
członków rodów bogatych (Bołkońscy i Bezuchowowie) z tymi mniej zamożnymi
(Rostowowie, Kuraginowie, Drubeccy) oraz ich przyjaciółmi i ludźmi różnych
stanów (Kutuzow, Dołochow, Denisow itd.). Główny trzon oczywiście stanowią
zdarzenia konstytuujące Nataszę Rostową, Pierre’a Bezuchowa oraz Andrzeja
Bołkońskiego. Natomiast twórcy w przeciwieństwie do innych ekranizacji epopei
Lwa Tołstoja nie zapominają o postaciach drugoplanowych, które dostają
odpowiednią ilość czasu, aby w pełni wybrzmieć i widz mógł zrozumieć ich cele,
motywacje oraz działania. Zaniedbywane i wykorzystywane pretekstowo w innych
ekranizacjach postacie i wątki są doprowadzane do końca i odgrywają w różnych
momentach swoją, ważną dla historii rolę. Siłą scenariusza jest także to, że
nie ma jednoznacznych postaci. Twórcy odnajdują zrozumienie nawet dla tych
najbardziej zdemoralizowanych, a więc Kuraginowów, którzy są przedstawieni jako
ofiary swoich czasów: salonowe lwy wytresowane w imię pomyślności rodziny do
pożerania serc naiwnych bogaczy.
Świetnie wypada cała obsada,
która wcieliła się w pozornie radosne, lecz wewnętrznie nieszczęśliwe postaci.
Paul Dano w roli hrabiego Pierre’a odwzorowuje pieczołowicie zagubienie i
zderzenie się jego idealistycznej postawy z makiawelicznymi zakusami na jego
majątek. Robi to nie tylko za pomocą całej gamy ekspresji głosu i mimiki, ale i
poprzez niezgrabność poruszania czy nietaktowność w salonowym zachowaniu.
Bardzo stonowaną rolę odegrał James Norton, który wcielił się w księcia
Andrzeja. Udało mu się tym wygrać godność oraz dostojeństwo swojej postaci,
która mimo licznych ran miłosnych i wojennych nie daje po sobie poznać, że
cierpi. Lily James zaś kolejny raz po roli w „Kopciuszku” udowadnia, że
urodziła się, aby grać w produkcjach kostiumowych. Początkowo rola jest podobna
do tej z ekranizacji Disneya, bo Natasza to słodka, niewinna i radosna
dziewczyna. Jednak ta postać z powodu złych wyborów odbywa szybki kurs
dojrzewania i ewoluuje z beztroskiej dziewczynki w kobietę. Na drugim planie
wielkim wigorem odznacza się Jim Broadbent, który za każdym razem zawłaszcza
ekran dla siebie. Ale też taka powinna być jego postać seniora rodu, który
oschłością i apodyktycznością tłumi uczucia do swoich dzieci. Na brawa
zasługują również Jessie Buckley (księżniczka Sonia), Tom Burke (Dołochow),
Tuppence Middleton (Helena) czy Brian Cox (Generał Kutuzow). Szkoda jedynie, że
niewielką ilość czasu otrzymują Gillian Anderson w roli damy dworu Anny Scherer
i Ken Stott, jako przewodnik Pierra po masonerii.
Serial zachwyca również od strony
muzycznej i wizualnej. Ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Martina Phippsa
miesza elektroniczne bity z klasycznymi instrumentami i chóralnymi pieśniami,
co w wielu momentach daje interesującą syntezę tragizmu i podniosłości
unikającej patosu. W sferze kostiumów i scenografii mamy styk bizantyjskiego
przepychu pałacowych balów z prostotą i ascetycznym życiem na wsi. Fabuła
opowiadana jest za pomocą szerokiej gamy zdjęć. Obok portretowania pejzaży oraz
fresków wojennych znajdziemy również sceny skupione na detalach, takich jak
dotyk między postaciami czy zbliżenia na emocje ukazane w oczach postaci.
Uznanie budzą również sekwencje militarne. Bitwy sfilmowano w naturalistycznym
stylu przywołującym „Szeregowca Ryana” pokazując fałszywą pozorność eleganckiej
sztuki wojny. Bitwy nie są celebrowane długimi, bohaterskimi sekwencjami, lecz
urywane nagle, gdy bohaterowie szukając wojennej chwały odnajdują jedynie
urwane kończyny towarzyszy lub odłamki we własnym ciele. Wojna to nie taktyczne
manewry genialnych strategów, to stosy trupów, szpitale polowe, krew i ogień.
Najnowsza ekranizacja „Wojny i
Pokoju” to nie tylko miniserial zrealizowany ze sporym rozmachem. To jeden z
najlepszych seriali kostiumowych ostatnich lat, który spodoba się zarówno kobiecej,
jak i męskiej części widzów. Posiada niewielkie potknięcia, jak wizję
rosyjskości przefiltrowaną przez filtr brytyjski czy nakazywanie aktorom
łamanie języka śpiewając po rosyjsku, ale to detale, które nikną w odmętach
świetnie napisanej fabuły, która przy okazji uzmysławia nam, że rany miłosne
bywają poważniejsze i powodują większe spustoszenie niż te zdobyte podczas
wojny.
OCENA (1-5): 4
Recenzja dostępna również na portalu
Movies Room
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz