piątek, 1 stycznia 2016

Zupełnie Nowy Testament (Le tout nouveau testament) - 2015 r. - recenzja

Zupełnie Nowy Testament (Le tout nouveau testament; The Brand New Testament)
Belgia, Francja, Luksemburg - 2015 r.
Reżyseria: Jaco Van Dormael




Bóg ma ciężką rękę

Niech nie zmyli was bijący z plakatu filmu napis „piekielnie śmieszna komedia”. Van Dormael nie zaskoczył i nie stworzył filmu stricte gatunkowego. Belgijski reżyser dalej łączy zabawne z poważnym, chociaż w innych proporcjach i nie jest już w takiej formie jak przy poprzednich filmach.


Bóg mieszka w Brukseli. Złośliwi powiedzieliby, że ma coś z Polaka i równie dobrze mógłby być bohaterem „Świata według Kiepskich”. Jego uniform to szlafrok, podkoszulek i wysoko naciągnięte białe skarpety do klapek. Pije browary, w telewizji ogląda wyłącznie sport, a do tego złośliwością przebija Paździocha. Nie może być inaczej skoro jego ulubionym zajęciem jest powodowanie katastrof, wywoływanie złej pogody i wymyślanie nowych boskich praw typu: „kolejka obok zawsze posuwa się szybciej” czy „kanapka z dżemem upada zawsze posmarowaną stroną”. Hejter i Tyran mieszka razem z zastraszoną żoną oraz córką Eą. Syn, nazywany JC, jakieś 2000 lat temu zbuntował się i uciekł. Teraz podobnego psikusa szykuje mu Ea, która zstępuje na Ziemię i postanawia za namową brata zebrać własnych sześciu apostołów i stworzyć tytułowy „Zupełnie Nowy Testament”.


W „Zupełnie Nowym Testamencie” nie zabrakło stałych w twórczości Van Dormaela wątków. Film przenika surrealizm (idea i sceny oniryczne), poruszany jest temat osób niepełnosprawnych (wątek chorowitego chłopca i epizod Pascala Duquenne’a) oraz śmierci. Tym razem unika jednak wzorowanej na reklamach wizualnej słodkości, a podobnie jak Roy Andersson Belg portretuje smutnych ludzi oraz umieszcza ich w szarych, posępnych sceneriach, aby poprzez absurdalny humor wprowadzić kontrast. Jednak patrząc szczegółowiej zarówno dowcip, jak i postaci nie zawsze są trafione. W najlepszych momentach „Zupełnie Nowy Testament” zabawnie przetwarza religijną metafizykę (słynne światełko w tunelu) oraz niektóre fabularne pomysły (telewizyjne wstawki o pewnym Kevinie). W całej reszcie humor wydaje się być wymuszony, a dowcipy bardzo ciężkie. Na poziomie komediowym nie przekonują również postaci apostołów, które bawią wyłącznie na papierze. Są to młoda kobieta ze sztuczną ręką, prawiczek erotoman, pracownik biurowy, zabójca, dojrzała kobieta mająca romans z gorylem i chłopiec, który postanawia zostać dziewczynką. A wszystko spisuje bezdomny, który jest dyslektykiem.


Jedni mogą odczytać „Zupełnie Nowy Testament” jako potrzebę reformy języka wiary i dostosowania go do potrzeb nowego wieku. Drudzy zobaczą tu banalną opowieść o miłości, akceptacji siebie i otaczającej rzeczywistości. Pewne jest jedno. Zagubiła się gdzieś błyskotliwość twórcy „Mr. Nobody”, który wydaje się zbyt dobrze czuć w swoim artystycznym świecie. On też musi odnaleźć swój filmowy język, bo film akceptujemy, ale belgijski reżyser udowadniał, że w takiej konwencji jest mistrzem i musimy wymagać od niego więcej.

OCENA (1-5): 3

Recenzja dostępna również na Movies Room.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...