piątek, 5 czerwca 2015

Bitwa o Sewastopol - 2015 r. - recenzja

Bitwa o Sewastopol
Ukraina, Rosja – 2015 r.
Reżyseria: Siergiej Mokrycki



Internet to siedlisko domorosłych ekspertów, którzy naginają rzeczywistość do swoich potrzeb i ciasnych umysłów. Dlaczego tak zaczynam swoją recenzję filmu? Bo przeraziłem się czytając komentarze pod filmem na Filmwebie. „Rosyjskie kino wojenne”, „kacapska propaganda”. To treść niektórych tytułów. Najwidoczniej w Polsce każdy film przedstawiający Armię Czerwoną, w którym aktorzy mówią po rosyjsku, musi z automatu otrzymać łatkę kina spod ręki późnej Leni Riefenstahl. Szkoda, że żadna z osób na forum nie pomyślała, aby poszukać jakichkolwiek informacji w Internecie. Gdyby tylko to uczynili dowiedzieliby się, że to nie film rosyjski, a głównie ukraiński. Wkład rosyjskiego Ministerstwa Kultury do budżetu wyniósł tylko ok. 20% z 5 milionów dolarów. Reżyserem jest Mokrycki Rosjanin, ale urodzony i wychowany na Ukrainie(wtedy ZSRR), w główną bohaterkę wciela się Rosjanka(Yulia Peresild) ale obsada jest ukraińsko-rosyjska. Film oczywiście posiada, jak większość filmów wojennych, pierwiastek propagandowy, ale nie jest on tak prymitywny jak chociażby w takim „Stalingradzie” Bondarczuka. Bo czy w propagandowym filmie pojawiłaby się scena z dysydentem rosyjskim, który przypomina o agresji ZSRR na Polskę i Finlandię w 1939 r.?

Prace nad filmem zaczęły się w 2012 r. kiedy w stosunkach ukraińsko-rosyjskich nie było obecnych dziś napięć. Konflikt trwający od 2014 r. wywołał sporo komplikacji oraz wymusił wiele zmian w produkcji, włącznie ze zmianą lokacji z Krymu na Odessę, ale ostatecznie udało się twórcom dokończyć film. W kwietniu 2015 r. trafił do kin w Rosji i na Ukrainie, ale pod różnymi tytułami. Rosjanie dystrybuowali „Bitwę o Sewastopol”, Ukraińcy zaś „Niezniszczalną”. Żeby było jasne, oba tytuły nie zostały wybrane przypadkowo.

Zatem nie jest to kiczowaty film propagandowy na zlecenie Kremla mający legitymizować pretensje putinowskiego reżimu do Krymu. Niestety film Mokryckiego stał się ofiarą konfliktu i obiektem takich interpretacji. W zamiarze twórców Pawliczenko miała być pomostem, wspólną bohaterką obu Narodów. Tak jak wspominałem wcześniej w filmach wojennych gloryfikuje się swoją armię i wystawia laurkę żołnierzom. Tu też nie jest inaczej. Dochodzi nawet do małego paradoksu, gdzie wszystkie prezentowane potyczki kończą się wiktorią czerwonoarmistów, a mimo to przegrywają wojnę i muszą ciągle się wycofywać. Na tej laurce pojawiają się również  brudy, które nie spodobały się części rosyjskiej widowni, która widzi w tym filmie szkalowanie dobrego imienia weteranów. Argumenty, którymi się posługują są w Polsce znane i wykorzystywane, a odnoszą się do picia wódki, wątków miłosnych ale i do sceny, w której oficer polityczny zmusza ledwo żywą Pawliczenkę do zrobienia propagandowego zdjęcia.

Sam film to przede wszystkim historia żołnierki, która musiała poświęcić swoją kobiecość na ołtarzu ojczyzny i stać się bezlitosną maszyną do zabijania, za której plecami chronią się mężczyźni. Pawliczenko zawsze jest na pierwszej linii frontu. Najpierw tym wojennym, potem dyplomatycznym, gdy w USA ma zabiegać o uruchomienie drugiego frontu w Europie. Fabuła „Bitwy…” dzieli się bowiem na trzy naprzemiennie występujące plany czasowe. Są to lata studencko-wojenne(39-42), wizyta w USA(42) oraz przyjazd pani Roosvelt do Rosji w 1957 r.

Konfudujący będzie więc międzynarodowy tytuł pożyczony od Rosjan. Bo jeśli liczysz na produkcję na kształt „Wroga u Bram” albo tego nieszczęsnego „Stalingradu”, czyli akcję wokół obrony jednego miasta, to będziesz wielce zdziwiony. Bo „Bitwa o Sewastopol” to wyłącznie biografia najlepszej radzieckiej snajperki.  Ukraiński tytuł zdecydowanie lepiej odzwierciedla to co widzimy w filmie, bo snajperce wielokrotnie udaje się oszukać śmierć. Samej bitwy o Sewastopol jest niewiele. Pawliczenko swoje wojenne skalpy i przydomek „Pani Śmierć” zdobywa w czasie wcześniejszych bitew i obrony Odessy, a sporą część bitwy o krymskie miasto, która trwała ponad rok, przeleżała w szpitalu. Niewiele jest również pojedynków snajperskich. Przeważa dramat jednostki i poboczne wątki miłosne, niż dramat społeczności, więc i scen batalistycznych jest niewiele. Te stworzone oceniam pozytywnie, gdyż udanie łączą efekty komputerowe z realizmem spod znaku „Szeregowca Ryana”.

Najpierw poznajemy Ludmiłę, jako dziewczynę, która zabiega o względy surowego ojca. Ten jest wiecznie z niej niezadowolony, gdyż jak się dowiadujemy pragnąłby zrobić z niej coś na kształt „babochłopa”, a nie studentkę historii. Dziewczyna szuka drogi, by zdobyć jego uznanie, a nie wie, że byłaby ulubienicą Grzegorza Brauna, gdyż perfekcyjnie wypełnia 2 z 3 filarów jego programu – szkołę oraz strzelnicę. Relacje z ojcem wpłyną na jej późniejszy charakter, kiedy sama stanie się oschłą kobietą, pozbawioną czułości maszynę, w której o dziwo co rusz będą zakochiwać się kolejni przełożeni.

Jednak w ogólnym rozrachunku jest to dość konserwatywny film i pomimo opowiedzenia historii o silnej i niezależnej kobiecie nie wpisuje się raczej w feministyczny nurt jak najnowszy „Mad Max”. Nie tylko dlatego, że nie przeszedłby testu Bechdel, bo dwie kobiety wymienione z imienia rozmawiają głównie o mężczyznach. Jest tak, gdyż z filmu wybrzmiewa raczej zawoalowane stanowisko, że pole bitwy to nie miejsce dla żadnej kobiety.

Zaskakiwać może także przedstawienie przedwojennego ZSRR, jako krainy iście arkadyjskiej, pełnej szczęśliwych ludzi i pięknych kwiecistych placów, a nie biedy i terroru. W kontekście wielkiego głodu na Ukrainie jest to dość karkołomny pomysł, ale wezmę jednak w obronę taką sielankową wizję, gdyż wywodzi się ona z kina amerykańskiego, a miała za zadanie pokazanie kontrastu między pokojem a wojną, czyli najgorszym możliwym czasem dla ludzi.   



A jeszcze najważniejsze, czy jest to w ogóle dobry film? Dla mnie nie. Pojawia się kilka fajnych fragmentów, jak scena zepsutego wesela, ale królują głównie klisze z filmów wojennych, narracja podzielona na 3 plany czasowe szwankuje, historii brakuje duszy, jest nudno i przesadnie melodramatycznie. Irytują również sztuczne próby reżysera wymuszania na nas współczucia i żalu.

Bitwa o Sewastopol to prostu przeciętny film wojenny, którego największym atutem są zdjęcia, scenografia oraz efekty. Możliwe, że komplikacje wynikłe z konfliktu na Ukrainie były powodem, że film wygląda na nie do końca spełniony i montowany w pośpiechu. Ścieżka dźwiękowa wykorzystuje melodie współczesne podobnie jak w polskim „Mieście 44”. Budżet posiadały podobny, lecz nasz film zdecydowanie przebija ukraińsko-rosyjską koprodukcję.

OCENA (1-5) = 2,5

6 komentarzy:

  1. Recenzja po mojej myśli: film mierny, ale się ogląda. Aktorka grająca Ludmiłę ma silną osobowość aktorską(nie mylić z grą), co dodatkowo mobilizuje do śledzenia fabuły. Oglądałam kopie z napisami, fatalny błąd gramatyczny: "mi" w pozycji akcentowanej nie do przyjęcia , powinno być "mnie". Np. taki kwiatek "Mi się to zdarzyło" ! Przecież to aż zgrzyta jak żelazo po szkle(Pan Tadeusz). No to hejka! Katamaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błędy w tłumaczeniach to wiadomo domena napisów internetowych, im mniej zdolny tłumacz, a do tego dyslektyk, jeszcze nagli go czas.... to potrafi obrzydzić cały film, bo rzucasz gromy w myślach w trakcie seansu na jakiegoś gostka co poświęcił swój czas, ale nie powinien się za takie rzeczy zabierać. Coś jak większość polskich piłkarzy :P
      Ale ja się recenzjami tłumaczeń nie zajmuję i nie zamierzam :)
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  2. Recenzja fatalna. Co ma wspólnego z Pawliczenko pan Grzegorz Braun? Antyrosyjskość wyssana z telewizora przysłania możliwość zdrowej oceny. "Niewiele jest również pojedynków snajperskich" - a co to? Western snajperski????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy to z automatu kopiuj-wklej komentarz, czy "Anonimowy" czytał/a recenzję?
      Ale tak na wszelki wypadek, żeby nie czytać od nowa recenzji, tylko komentarz:
      a) G. Braun i jego postulat sztandarowy postulat "szkoła, strzelnica, kościół" w 2/3(bo ZSRR ateizm oficjalnie itp.) odzwierciedla wychowanie głównej bohaterki filmu. Taki polski "inside-joke".
      b) Szukanie mojej antyrosyjskości na podstawie tego tekstu to nadinterpretacja. Natomiast karkołomnym zadaniem jest popierać rosyjską władzę i propagandową kinematografię (Stalingrad).
      A zdrowa ocena to niby jaka? Taka gdzie są same plusy filmu?
      c) Jeśli się robi film o snajperach, to wypadałoby oddać w większym stopniu ich metody pracy, a nie umizgi na łąkach. W końcu zabiła te ponad 300 osób. A robienie z tego skrótowej sekwencji scen to lekkie nieporozumienie.

      Usuń
    2. Chciałbyś opowieści o 309 zabójstwach tej bohaterki Związku Radzieckiego? Hmm. Karkołomne oczekiwanie. Putina popiera większość obywateli Rosji. To, że ty nie - to nie problem widzów. I Rosjanie chyba mało się twoją opinią na temat pana Putina przejmują. Reżymem idzie bardziej nazwać władców Polski, a z pewnością USA, gdzie "demokracja" jest na sztandarach - a w rzeczywistości próżno by jej szukać. Grzegorz Baun to nieudany egzemplarz z serii humanoidów o kodzie produkcyjnym: Macierewicz-Tusk (terminologii natowskiej nie znam). Kiepska to proteza i nawiązanie, nawet jeśli złośliwe.

      Usuń
    3. Nie musisz go zatwierdzać.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...