sobota, 5 marca 2016

"Historia Roja" - (2016 r.)

HISTORIA ROJA
Polska - 2016 r.
Reżyseria: J. Zalewski





Realizacja „Historii Roja” natrafiła na tak wiele przeszkód, iż wydawało się, że walka twórców o obraz poświęcony Żołnierzom Wyklętym jest równie beznadziejna i skazana na niepowodzenie, co ta prowadzona przez tytułowego bohatera. Film trafia w końcu do kin, lecz ku mojemu rozczarowaniu okazuje się, że nawet pomimo sporej dozy sympatii do projektu dwuipółgodzinny seans filmu Jerzego Zalewskiego może być dla widzów podobną Golgotą.

Podstawową wadą tego dzieła jest brak fabuły. Akcja składa się po prostu z bardzo luźno powiązanych ze sobą scenek, które rozgrywają się na przestrzeni lat 1945-1951. Twórcy zamiast budowania postaci partyzantów wolą, abyśmy oglądali akcje dywersyjne, w których rozprawiają się ze zdrajcami, rzadziej napadną na pociąg czy bank. W dalszej kolejności są wyjęte żywcem z komedii sceny przedstawiające niekompetentnych milicjantów czy  wiecznie pijanych ubeków. Konflikt obu stron w szerszym aspekcie, to również symboliczna walka dwóch pomysłów na Polskę. Według filmu tej prawdziwej patriotycznej, konserwatywnej i katolickiej, reprezentowanej przez Wyklętych, z tą fałszywą ateistyczną, postępową, lewicową, tu w postaci nowego reżimu.


Trzeba również wspomnieć, iż „Historia Roja” nie jest filmem realistycznym, a tworzącym mity i budującym pomniki. Nie ma w tym nic złego, o ile robi się to subtelnie i rozsądnie. Wyklętych zaś nachalną symboliką sprowadzono do roli Mesjasza, który musi wziąć na swoje barki cierpienie Narodu i złożyć się w ofierze na ołtarzu przyszłej Wolnej Polski. W napisach początkowych poinformowano, iż to co zobaczymy, to zbiór historii różnych oddziałów. Nie jest to jednak pełen obraz powojennej partyzantki, gdyż pominięto te niechlubne karty niektórych oddziałów. W przeciwieństwie do przedstawiającej brudny świat leśnej partyzantki „Obławy”, tu mamy do czynienia przez większość czasu z pogodnymi i krystalicznymi Chłopcami Malowanymi krwią komunistów, co to również i klapsy na gołą dupę zaaplikują konfidentom. Oczywiście zdarzają się próby uczłowieczenia bohaterów. Ograniczają się one jednak do jednego meczu piłkarskiego, bo wódkę to popija się dla odwagi lub przy rozmowach o ważnych konspiracyjnych sprawach, a przeklina tylko do wrogów.  Brakuje wglądu w trudy i radości codziennego konspiracyjnego życia i braterstwa żyjących prawem wilka. Nie brakuje za to patosu, chrystusowej symboliki (ach te ujęcia z perspektywy posągów Jezusa), żarliwych przemów i bohaterskiej śmierci.

Nie ma również w filmie Zalewskiego zbyt wiele miejsca na wątpliwości żołnierzy o słuszności dalszej walki, bo wszelkie takie sceny puentowane są okrzykiem „Zdrada!”. Podobnie jest w onirycznej wizji Roja, w której to konfrontuje się z wyrzutami sumienia. Widzi i rozmawia z opuszczoną i narażaną na szykany dziewczyną, rodziną, czy zabitymi przyjaciółmi. Na szczęście po przebudzeniu szybko prostuje go pewna zdeklasowana hrabianka, która stwierdza, że jak nie będziesz kwestionował swoich działań i idei, to nie będziesz miał i wyrzutów sumienia. „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Reszta się nie liczy. Wydaje się, że i to teza reżysera do odbiorców. Nie ważne co i jak stworzyłem, ważne o czym i o kim.


Film nie sprawdza się również jako widowisko wojenne. Sceny akcji miały być nowoczesne i w teorii takie są, bo w praktyce zrealizowane po amatorsku. Króluje w nich stylistyczny miszmasz. Są zarówno próby naśladowania epileptycznej kamery rodem z filmów Paula Greengrassa, jak i slow-motion w stylu Johna Woo, w których właściwie brakuje tylko białych gołębi. Zbyt często ich celem nie jest oddanie chaosu wymiany ognia czy wzmożenie napięcia, a pretekst do ulokowania kolejnych zwłok żołnierzy pod figurą Jezusa.

Właściwie do pozytywów można zaliczyć jedynie sam fakt dokończenia filmu oraz próby nadania przez aktorów ludzkich cech swoim postaciom. Oczywistym celem filmu była potrzeba ugruntowania mitu Żołnierzy Wyklętych oraz uczynienie z Roja bohatera popkultury.  Wątpliwym jest jednak, aby film stał się nowym katalizatorem trwającej mody głównie przez to, że oprócz jednej sceny rodem z awanturniczych przygodówek (udawanie Ubeka), nie tylko nie jest postacią z krwi i kości, ale i dlatego, że z filmu bardziej od Roja zapamiętamy postać Wyszomirskiego (bardzo dobry Piotr Nowak). Nie da się również uniknąć wrażenia, że film, który miał odkłamywać komunistyczną propagandę sam w rękach Zalewskiego stał się dziełem propagandowym. A przecież nie o to w filmach chodzi.

OCENA (1-5):  1,5

Recenzja opublikowana również na portalu Movies Room

IMDB (brak)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...