Kung Fury
Szwecja – 2015 r.
Reżyseria: David F. Sandberg
Na początku był zwiastun. Kosztował 5,000
baksów. Zwykła zachęta, by wspomóc twórców w stworzeniu hołdu dla filmów epoki
VHS. Międzynarodowa społeczność odpowiedziała na wezwanie pozytywnie oraz
szeroko otworzyła wirtualne portfele, dzięki czemu zbiórka na Kickstarterze
zakończyła się niezwykle pomyślnie. Zebrano łącznie ok. 630 tysięcy dolarów, co
oznaczało trzykrotne przebicie wymaganej regulaminem kwoty.
Twórcy obiecywali przypomnieć - Nam Widzom -
esencję kina akcji odtwarzanego z kaset video, w skrócie zwanych VHS’ami. Epoka
jest to spora, gdyż oprócz szczytu popularności w latach 80-tych i 90-tych,
obejmuje również końcówkę lat 70-tych XX wieku. Czy projekt zakończył się powodzeniem?
Co do tego nie powinno być żadnych wątpliwości. Po pierwsze spójrzmy na
popularność, czyli dane podane przez Youtube. Jest godzina 16:34, dnia 29.05.2015
r. Zwiastun „Kung Fury” posiada ponad 10,5 miliona wyświetleń. Piosenka
promująca film w wykonaniu Davida Hasslehoffa – ponad 11 milionów wyświetleń w
miesiąc. Sam film, po 18 godzinach od opublikowania posiada ponad 2 miliony wyświetleń i ponad 110 tysięcy „lajków”.
Na dodatek film w ramach pokazu
specjalnego zaprezentowano na Festiwalu w Cannes. A jeszcze dołóżmy rozwój samej marki – gra komputerowa, koszulki, kasety
video. Nie wypada użyć innego słowa jak sukces. No, powiedzmy zamiennikiem może
być „mokry sen Korwina”.
Po drugie pozytywnie zaskakuje sam film. Rozumiem,
że spora grupa osób mająca w pamięci fiński „Iron Sky” może mieć obawy przed dziełem mało
doświadczonego Skandynawa. W końcu „Kung Fury” oparty został na podobnym, irracjonalnym
pomyśle i finansowany był poprzez tą samą platformę crowdfundingową. Natomiast chciałbym rozwiać wszelką bojaźń. To
film zrodzony z miłości oraz pasji, a do tego złożony ze składników w idealnych
proporcjach, czemu pomogło ograniczenie metrażu do 30 minut.
Jeśli narzekasz, że we współczesnym kinie
akcji kamera prowadzona jest przez epileptyka, to film dla ciebie. Jeśli tęsknisz
za dawnym kinem akcji, gdzie argument siły był ważniejszy niż siła argumentów,
jest to film dla ciebie. Jeśli uwielbiasz jak główny bohater na każdą okazję ma
przygotowaną ciętą ripostę vel suchara, to film dla ciebie. Jeśli tęsknisz za
kinem akcji, gdzie filmowy świat oraz podział na dobro i zło był prosty jak
konstrukcja cepa, to film dla ciebie. W „Kung Fury” uświadczysz na powrót tego wszystkiego.
Są długie, efektowne sceny nawalanki, duże bicepsy, proste motywacje, a sprawiedliwość(Kung
Fury), jak i zło występuje w najczystszej postaci(Hitler). Fabuły nie będę streszczał,
bo jest ona mało istotna. Jeśli przeczytasz gdzieś, że „Kung Fury”, to komedia
kung-fu, to będziesz wiedział, że zawarto w tym opisie jedynie ułamek istotnych
informacji.
Film Sandberga to w głównej mierze hołd dla
kina z nadmiarem testosteronu. Myślę, że ograniczenia wiekowe nie będą miały
znaczenia w odbiorze filmu. Młodsi widzowie zobaczą przerysowany, odjechany i zabawny
oldschool’owy film, a starsi będą wypatrywać wszystkich nawiązań do kultowych
filmów z młodości. A tych jest sporo. Zaczynając od Buddy Cop, podgatunku filmu policyjnego, przez kino kung-fu, Terminatora, Tron, Powrót do Przeszłości,
Park Jurajski, Rambo, Conana Barbarzyńce, Johnny Mnemonic, do animacji w stylu He-Man. Bo i
stylizacja jest głównym atutem filmu. Neonowo-laserowa scenografia
amerykańskiego miasta, przestępczość, gry arkadowe, fryzury(z tyłu długo, z
przodu krótko), wąsik, opaska na „Rambo”, muzyka(syntezatory, pościelowy, heavy
metal), a także montaż na wzór źle nagranej kasety video.
„Kung Fury” to przerysowany stylistycznie, przegięty
do granic możliwości, pastisz i hołd dla kina epoki VHS. Nie zawsze były to
dobre filmy, więc i „ Kung Fury” nie pretenduje do tego miana. Szwedzki film zaś idealnie wpasowuje się w
stereotyp „tak złego, że aż dobrego”, a dzięki fantastycznej realizacji zyskuje
wręcz dodatkową jakość i staje się super filmem, czystą nieskrępowaną niczym
zabawą dla każdego. Lasery, syntezatory, kung-fu, naziści, wikingowie, dinozaury,
roboty, biceps, cameo Hasseleoff'a. It’s Hammertime! I czekam na sequel.
OCENA (1-5):
4
Film został udostępniony za darmo przez
twórców na Youtube. Ostatnim razem jak sprawdzałem, nie było polskich napisów,
ale językowo film nie jest wymagający. Oglądajcie na pełnym ekranie!
Finlandia to nie Skandynawia.
OdpowiedzUsuńWedług purystów pewnie nie jest, bo wiadomo językowo nie, ale kulturowo w miarę blisko, historycznie też większość czasu pod panowaniem szwedzkim i geograficznie jak najbardziej (przynajmniej część państwa jest na półwyspie Skandynawskim!), no ale faktycznie może za bardzo uogólniłem podpinając ich pod Skandynawów.
UsuńW ramach kompromisu usunę słówko "kolejnego" i będzie git :)
Pozdrawiam i dzięki za sprostowanie :)
Kapitalna recenzja, prawie tak dobra jak sam film ;D Dopiero co go obejrzałem i ciągle jestem pod wrażeniem, aż chyba wieczorem obejrzę ponownie (a prawie nigdy nie wracam do raz obejrzanego filmu).
OdpowiedzUsuńJa też nie oglądam jednego filmu częściej niż raz na 2-3lata, ale dla Kung Fury z przyjemnością zrobię ten wyjątek :) A soundtrack leci u mnie non-stop !
UsuńA i dzięki za miłą opinię o tekście :)
Pozdro!
Nie no, soundtrack rewelka, nie ma to jak Hasselhoff i klimaty lat 80' :D
UsuńNo klimaty lat 80' to różnie bywało, ale parodiowanie ich jest zawsze spoko :)
UsuńCiekawe jak za 30 lat będą robić parodie obecnych schematów? :)
Jak byłem dzieciakiem w latach 90' to wszystkie hollywoodzkie akcyjniaki mi się podobały, po czasie widzę, że tak różowo nie było, ale i tak sentyment pozostał.
UsuńNa moje to już teraz Hollywood zajmuje się niemal wyłącznie odgrzewaniem kotletów, więc nie wiem czy będzie wystarczająco materiału na parodie :D Aczkolwiek jest to zastanawiające jak bardzo się jeszcze kino zmieni.
Będą parodie rebootów/remake'ów parodii :)
UsuńJakaś kinematograficzna incepcja ;D
Usuń