Polowanie
na Prezydenta (Big Game)
Finlandia, Niemcy, Wielka
Brytania – 2014 r.
Reżyseria:
Jalmari Helander
Nie wiem czy przypadkiem
północnoeuropejscy sąsiedzi nie prowadzą jakiejś niewypowiedzianej polityki
zwracania uwagi na regionalną kinematografię za pomocą produkcji pastiszów na
bazie dziwnych pomysłów czy po prostu takie jest po prostu ichnie poczucie
humoru. Kraje nordyckie stały się więc żyzną glebą dla wszelkie maści
pokręconych fabuł. Mieliśmy do tej pory:
horror o wszystko mówiącym tytule „Zombie SS”(Norwegia), Nazistów z Księżyca w „Iron
Sky”(Finlandia), gliniarza z przyszłości, który cofnął się do przeszłości, by
zabić Hitlera w „Kung Fury”(Szwecja), no i teraz jest „Big Game”(Finlandia,
Norwegia), czyli 13-latek ratujący Prezydenta USA. Póki co taki kierunek zdaje
egzamin, przynajmniej z punktu widzenia popularności, bo o filmach z okazji
premiery jest zawsze głośno. Natomiast jak to się przekłada na wzrost liczby
pieniędzy dla „zwykłych” filmów? To już pytanie do kogoś innego. Czas przejść
do filmu.
Tak to już zwykle się zaczyna.
Pojawia się zwiastun filmu, o którym kompletnie nic nie wiemy. Krótka reklama
zapowiada, w tym przypadku, kompletnie odjechany i przeładowany akcją, pastisz amerykańskiego
kina sensacyjnego. Potem przychodzi bliskie spotkanie trzeciego stopnia w kinie
i czar zwiastuna mija. Niestety rozczarować mogą się ci, którzy liczą na akcyjny
roller-coaster i fajerwerki wybuchów. Jeśli takie masz oczekiwania, to lepiej
pozostań na etapie zwiastuna, bo w nim zawarto większość najbardziej
budżetochłonnych scen. A ten wyniósł tylko około 8 milionów euro. Natomiast
samemu „Polowaniu na prezydenta” najbliżej do kina nowej przygody, a docelowym
odbiorcą jest raczej młoda widownia. Bardziej wymagający widz wyjdzie z kina wyłącznie
z poczuciem niespełnienia.
Trzynastoletni Oskari
przechodzi w fińskiej dziczy tradycyjny lapoński test dojrzałości. W tym samym
czasie do Helsinek nadlatuje swoim Air Force One Prezydent USA. Samolot
prezydencki zostaje zestrzelony z wyrzutni rakietowej, a Prezydent spada w
kapsule ratunkowej do lasu. Chłopaczek postanawia zapewnić bezpieczeństwo
głowie państwa amerykańskiego, który jest ścigany przez psychopatycznych
terrorystów.
Nie dziwić powinno obsadzenie akurat
Samuela L. Jacksona w roli prezydenta USA. W mniejszym stopniu związane jest to
pewnie z karnacją Obamy, a w większym z tym, że aktor grając w olbrzymiej
ilości filmów po prostu z automatu stał się symbolem amerykańskiego kina
rozrywkowego. SLJ w przerysowanej konwencji czuje się jak ryba w wodzie,
chociaż nie jest tradycyjnie nadpobudliwy, a o dziwo przygaszony. Nie ma co
liczyć, że tą kreacją nie zapisze się w annałach historii i pamięci widzów. Bo właściwie pod względem aktorskim większość
postaci w „Big Game” wypada nijako, co niespecjalnie dobrze świadczy o filmie,
szczególnie gdy uświadomimy sobie niewykorzystany potencjał całkiem solidnych
aktorów, którzy figurują na liście płac. W „Polowaniu na prezydenta” show
kradnie jedynie Jim Broadbent, jako wszystkowiedzący agent CIA. To
najśmieszniejsza postać w filmie, dlatego smuci fakt, że tak ograniczono czas
ekranowy dla scen w centrum kryzysowym.
Skoro już wiemy, że nie każdy
element odpowiednio funkcjonuje, to powinniście mieć na uwadze iż „Polowanie na
prezydenta” wymaga od nas sporego luzu, czasem wymaga zbyt wiele. Na brak
realizmu i wszelkie absurdy scenariuszowe przymykamy oko, bo wiemy(taką mam
nadzieję), że i film Helandera jest zrobiony z przymrużeniem oka. Niestety
większość scen zostało złagodzonych pod kątem młodszej widowni, a naigrywanie
się ze schematów filmowych wyszło mało pobudzająco. Całość zaś wygląda jak sklejenie trzech różnych
filmów: fińskiego dramatu o dojrzewaniu z nawiązaniami do Lapońskich tradycji w stylu „Ofelas”,
filmów sensacyjnych z lat 90-tych o terrorystach polujących na samoloty albo na
Prezydenta USA (np. „Krytyczna decyzja”, „Air Force One”) i familijnego kina
przygodowego. W przypadku tego ostatniego elementu wystarczyło w schemacie
ucieczki przed Złymi zamienić E.T. z Prezydentem i to wręcz dosłownie (rozbrajająco
zacytowana scena z kocykiem!).
Cóż największym problemem „Polowania
na prezydenta” jest nijakość, co w przypadku pastiszu mocno rzutuje na efekt
końcowy. Efekty komputerowe są w większości dopracowane, jest kilka udanych
żartów, lecz gdy bawić nas mają głównie wyśmiane po stokroć schematy i gdy nie
ratują filmu aktorzy, to robi się spory problem. Cóż wychodzi na to, że mamy do
czynienia z kolejnym filmem, który dobrze wyglądał na etapie zwiastuna, lecz w
dłuższej formie(80 minutowej) traci sporo na wartości. Wyrok: Pastisz nie do
końca spełniony, ale mimo wszystko zapewniający przyzwoity poziom rozrywki.
OCENA
(1-5): 3-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz