KARBALA
Polska – 2015 r.
Reżyseria: Krzysztof Łukaszewicz
Wobec „Karbali” żywiłem spore
nadzieje. Niezła obsada, niezły reżyser („Lincz”), budowa dużej jak na polskie
warunki scenografii, nieznana karta historii polskiego wojska i kino wojenne. Niestety
twórcy chcieli zrobić spektakularne, amerykańskie kino, ale zabrakło im
wyobraźni, jak efektownie przedstawić historię przy pomocy ograniczonych środków.
Zacznę od moim zdaniem
najważniejszej kwestii przy ocenie filmu: tego jak została sfilmowana obrona
City Hall. Na pewno nie ma co liczyć na efektowną rozróbę. Razi szczególnie
brak kreatywności w przypadku zdjęć oraz choreografii walk. Sceny batalistyczne
są krótkie, a kamera rozedrgana, przez co nie możemy się w niczym zorientować.
Miał być chaos wojny, a wyszedł chaos operatorski. Sekwencje wymiany ognia
ograniczają się do powtarzanych w nieskończoność trzech podobnych ujęć: jazda
kamery od lewej do prawej na balkonie oraz krótkich ujęć żołnierzy po lewej i
prawej stronie bramy, którzy czasem oddadzą strzał, ale głównie się chowają
albo tchórzą. Przeciwnicy – Al Kaida i Al Asra – to hordy bezmyślnych mężczyzn,
którzy prawdopodobnie pierwszy raz trzymają broń w rękach. Wydawać się może, iż
ich celem nie jest zdobycie Ratusza, a jak najszybsze dostanie się na łono Mahometa
i igraszki z 40 dziewicami. Zanim dojdzie do ataku prawie godzinę trwa wstęp, a
trzydniowy szturm wydaje się być mało intensywny i mało wymagający dla polskich
żołnierzy. Gdyby wiedzę wynosić z tego filmu, to pojawiłyby się uzasadnione
wątpliwości czy faktycznie było to aż tak heroiczne zadanie, gdy największym
przeciwnikiem wydaje się być głośnik wydobywający nienawistne głosy w języku
arabskim.
„Karbala” oczywiście nie składa
się z samej walki. Opakowana została również w bohaterów i dwuwątkową fabułę.
Niestety dialogi często powodują ból głowy, większość postaci jest nudna, a i ciągle
przewija się klisza (a może kompleks?) z polskiego kina wojennego, a więc
kwestia tchórzostwa. Jedyne przemiany bohaterów to droga z tchórza do bohatera
lub na odwrót. Prowadzony obok obrony City Hall wątek sanitariusza (Królikowski)
to przykład czego poważny scenariusz nie powinien zawierać.
W recenzjach pojawiają się także
nieszczęsne porównania do „Helikoptera w ogniu” – wysokobudżetowego widowiska Ridleya
Scotta. „Karbala” nie miała szans dorównać temu filmowi już ze względów budżetowych
i rozmachu. Miała szanse powalczyć pod względem stopniowania napięcia, ale i to
się nie udało. A było to możliwe. Wystarczy
przypomnieć sobie „Atak na 13 posterunek” – niskobudżetowy klasyk Carpentera,
który również opowiada historię oblężenia, ale pod względem realizacji bije „Karbalę”
na głowę.
Pozytywnie wygląda oczywiście
kwestia scenografii zbudowanej w Polsce, która nie została jednak wykorzystana
w 100%. Dobrze wyglądają sprawy związane z kostiumami czy wyposażeniem. Nieźle
wypada Bartłomiej Topa i Hristo Shopov. Film również mija bez nerwowego spoglądania na zegarek, lecz nie wiem czy przy powtórnym seansie byłoby równie znośnie.
„Karbala” to kino mało
emocjonujące i lekceważące swoje ambicje. Sprawdzi się może jako hołd czy
fabularyzowana wersja wydarzeń w stylu wysokobudżetowego teatru telewizji,
ale nie jako dobre kino gatunkowe.
OCENA (1-5): 2,5
E, dlaczego uważasz, że Karbala to tylko hołd dla żołnierzy, a nie dobry film, który może konkurować z innymi tego typu filmami? Moim zdaniem to dobrze zrealizowany obraz, który co prawda nie uniknął pewnych błędów, ale jednak trzyma poziom. Ale ważne jest też dla mnie że poruszasz tematykę Karbali :) bo polska blogosfera wyraźnie przespała ten film... poza Salonikiem Filmowym i tym tutaj: http://merwinski.pl/karbala/ o Karbali w blogosferze nie znalazłem nic. Kompletnie nic. A szkoda, bo film uważam warty uwagi.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że kilka recenzji Karbali na blogach można znaleźć :)
UsuńNatomiast o tym dlaczego nie jest dobry to jest wydaje mi się klarownie napisane w tekście. Słabe sceny wojenne, słabe wątki, kiepskie postac itp itd Bardziej film wygląda jak dłuższy odcinek jakiegoś polskiego serialu, może "Misji Afganistan" - ale tego nie oglądałem :P