Ghostbusters. Pogromcy Duchów (Ghostbusters)
2016 - USA
Reżyseria: Paul Feig
Liczba negatywnych opinii, które
pojawiły się po publikacji zwiastunów nowych Ghostbusters. Pogromcy Duchów spokojnie
mogłaby ożywić antagonistę męskiej ekipy z 1989 roku. Film Paula Feiga,
specjalisty od komedii z kobietami w głównych rolach, na pewno nie jest, jak
wielu oczekiwało, zwiastunem apokalipsy, ale też nie można go uznać dziełem
spełnionym, gdyż oprócz bohaterek nie oferuje franczyzie nic nowego.
W nowojorskim sąsiedztwie znowu
dzieje się coś dziwnego. W rzeczywistości A.D 2016 na wezwanie odpowiada trójka
kobiet, które za paranaukową działalność zostały niedawno wyrzucone ze swoich
uniwersyteckich posad. Zakładają własną firmę w obskurnej okolicy, ekipę
kompletuje czarnoskóra koleżanka, a wszystko „stara się” ogarnąć zatrudniony
sekretarz. Coś Wam to przypomina?
Odpowiedź nie może być negatywna,
bo Ghostbuster. Pogromcy Duchów już od pierwszych scen za
główny cel biorą wierność klasycznym elementom i nawiązywanie do filmu z 1984
roku. Widzimy to począwszy od podstawowych elementów takich jak wybór i
charakter postaci czy konstrukcji scenariusza, a na strojach, samochodzie,
logo, lokalizacjach i niezłych epizodach większości klasycznej obsady oraz duchów
(Marynarzyk i Slimer) kończąc. Szkoda więc, że to one stanowią o sile filmu, a
tyle samo uwagi co na opieraniu produkcji o klasyczne fundamenty, nie
poświęcono pod budowę nowych, własnych podwalin.
Próby te były oczywiście
podejmowane. W tej kwestii ograniczono się jednak do humoru oraz
technologicznych nowinek. Rezultaty tych działań należy uznać za mieszane.
Odświeżono efekty specjalne, wprowadzono nowe duchy różnych kategorii, a efekt
3D umożliwia spotkanie z nimi (prawie) pierwszego stopnia. Podjęto również decyzję,
aby wyraźnie odseparować elementy horroru i komedii, których symbioza stanowiła
o sile sukcesu pierwszych części. Oddzielając je sprawiono, że
film, gdy ma straszyć (głównie postaciami duchów), nie straszy, a gdy ma
śmieszyć, robi to z różnym rezultatem. Oczywiście zdarzają się prawdziwe
perełki, jak fałszywe alarmowanie burmistrza o zagrożeniu, lecz większość
dowcipów należy wyłapywać z strojenia minek, slapsticku, monotonnego słowotoku
bohaterek, który przepełniony jest niezrozumiałym naukowym słownictwem lub
doszukiwać się go w ciągłym wyśmiewaniu mężczyzn. Fabuła nie oferuje zaskoczeń
fabularnych na miarę komediowego suspensu Piankowego Marynarzyka, a co gorsza
wprowadza zamęt w postaci niewyjaśnionego „zabijania” duchów.
Ze smutkiem należy także napisać,
że główna obsada nie uniosła filmu na swoich barkach. Kristen Wiig wydaje się
być przytłumiona, Melissa McCarthy ma kilka momentów, szczególnie gdy gra coś
ponad emploi (np. scena opętania), Kate McKinnon irytuje w roli nerda, a Leslie
Jones otrzymuje dosyć stereotypową rolę obywatelki mniejszości etnicznej.
Niespodziewanie najlepiej wypada Chris Hemsworth, który udowadnia swój talent
komediowy w roli męskiej wersji „blondynki”. Na niekorzyść wpływa również
montaż, który korzystał ze zdjęć portretujących bohaterki indywidualnie, w
oderwaniu od zespołu. Nie wiem czy było to podyktowane walką gwiazd o czas
ekranowy, ale sprawiło, że obniżył się poziom wiarygodności ich zespołowości,
co wpłynęło na wiarygodność kulminacyjnej sceny.
Niestety nowe Ghosbusters.
Pogromcy Duchów nie proponują nic godnego zapamiętania oprócz
przypominania o sile oryginalnego filmu poprzez odwoływanie się do jego
mitologii. Film ani nie porywa, ani nie nudzi, a po seansie pozostawia raczej
sporą obojętność. Ghostbusters niosą oczywiście
przekaz dla kobiet, aby podążać do celu bez przejmowania się złośliwościami,
lecz dla większości i tak pozostanie swoistą ciekawostką, która wyłącznie
sprawi, że więcej osób obejrzy znakomity film z 1984 roku.
Recenzja opublikowana również na portalu Movies Room
OCENA (1-5): 2,5
Recenzja "Agentki" - filmu Paula Feiga i M. McCarthy
Nawet nie zawracałbym sobie głowy tym filmem, nawet gdyby grali go w moim kinie :P Człowiek się już chyba przejadł kontynuacjami, rebootami, prequelami wymyślonych już wcześniej filmów. Wydaje mi się, że ciężko tchnąć nowe życie w kultowe już produkcje i nie ma chyba co liczyć na odrodzenie. Wiadomo, kasa.
OdpowiedzUsuńNiestety. Wszystko musi być przerobione pod nowe pokolenie, które nie tknie "starocia", bo ma "śmieszne efekty".
Usuń