Kite
USA, Meksyk 2014
Reżyseria: Ralph Ziman
W 1998 roku powstało mocno kontrowersyjne
japońskie anime pt. Kite. Na tyle zaszło za skórę cenzorom, że zostało zakazane
w wielu krajach świata, nawet w Europie. Zastrzeżenia budziły brutalne
sekwencje akcji oraz sceny seksu głównej bohaterki na granicy pedofilii. Nie
przypadkowo, gdy określa się gatunek filmu z lat 90-tych oprócz anime, figuruje tam hentai. Zatem, gdy gruchnęła wieść, że Amerykanie, najwięksi
purytanie, tworzą film live-action, interesujące było jak potraktowany zostanie
oryginalny materiał. Czy obdarto go z całej brutalności i seksualności? Fałszem
byłoby napisanie, że film całkowicie ograbiono z obu tych rzeczy. Są po prostu
mniej intensywne, co musiało się stać, gdyż anime balansowało na granicy
dobrego smaku. Brutalność jest, lecz fanów gore nie usatysfakcjonuje. Nie
odważono się wprowadzić scen seksu, zatrzymując się na bieliźnie głównej
aktorki. A od siebie nic wielkiego nie dodano do tej historii, bo film trwa
jedynie około 80 minut.
Świat, w którym żyje główna bohaterka – nastolatka
Sawa – to miasto bezprawia, upadłe społeczeństwo, gdzie króluje przemoc i
zdziczałe bandy. A cały ten chaos jest ponoć wynikiem kryzysu finansowego. Sawa
pomiędzy jedną dawką silnego leku, dzięki któremu zapomina o traumach z
przeszłości, zabija gangsterów winnych śmierci jej rodziców. Jej neonowa
stylówa przywołuje na myśl koleżanki ze Spring Breakers. Pomoc okazuje jej
detektyw Karl Aker, były partner ojca, a obecnie jej mentor i dostarczyciel
broni oraz leków. Ich głównym celem jest zabicie niejakiego Emira, miejscowego
bossa i handlarza żywym towarem.
Jeśliby z czymś porównać film Ralpha Zimana,
to można stwierdzić, że Kite to takie bardzo ubogie połączenie Hard Candy i Sucker Punch. Fani obu wyżej wymienionych produkcji oczywiście nie
doczekają się takich dawek suspensu i zwrotów akcji jak w filmie z Ellen Page
czy audiowizualnej perfekcji jak w filmie Zacka Snydera. Dostajemy jedynie przewidywalne
twisty oraz czyste kino akcji z głośną muzyką elektroniczną i to daleką od
przeciętności. A aktorzy? Cóż w tym filmie nawet Samuel L. Jackson niczego nie
wyrzeźbił. Sama jego ekranowa charyzma sprawia, że wypada najlepiej z całej
ekipy. India Eisley, jako Sawa, jest niewinna i zabójcza, ale nie wnosi tej
postaci na wyższy poziom. Główny powód upatruję w scenariuszu, który nie daje
szansy na wykreowanie pełnokrwistych postaci. Wracając do ubóstwa filmu, muszę
przyznać, że producenci wpadli na pomysł zaoszczędzenia budżetu zatrudniając
sobowtóry Seleny Gomez i Josha Hutchersona, czyli Indie Eisley i Callan’a
McAuliffe’a.
Cóż jest to film, który należy zaliczyć do
nieudanych. Oryginalna historia ograbiona z całej perwersji przemocy i seksu
staje się kolejnym filmem akcji traktującym o zemście. Brakuje również
ciekawych postaci, ich głębszej charakterystyki, lecz twórcy skupili się raczej
na przenoszeniu historii z oryginału, pomijając odważne sceny erotyczne. Jest
to kino typowe dla godzin wieczornych w telewizji Puls i w tamtejszej ramówce
widzę w przyszłości miejsce dla „Kite”.
OCENA(1-5):
2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz