środa, 1 kwietnia 2015

Z jednej krwi (Mange tes morts) - 2014 r. - recenzja

Z jednej krwi (Mange tes morts)
Francja – 2014 r.
Reżyseria: Jean-Charles Hue

fot. Gutek Film
Opis: 18-letni Jason Dorkel należy do żyjącej na uboczu, francuskiej społeczności wędrowców. Zbliża się dzień jego chrztu, gdy po wieloletniej odsiadce wychodzi z więzienia Fred – jego starszy brat – wywracając świat Jasona do góry nogami. Razem czterej bracia Dorkel wyruszają na wyprawę, by dokonać ostatniego skoku, którego stawką będzie drogocenny ładunek.


Wyobraź sobie film, który łączy surowość postaci z trylogii „Pusher” oraz stylistykę zdjęć niczym z przedostatniego filmu Refna „Drive”. Tą niezwykłą fuzję kontrastów udało się z powodzeniem osiągnąć nieznanemu dotąd szerzej francuskiemu reżyserowi Jean-Charles Hue we wchodzącym niedługo do polskich kin filmie „Z jednej krwi”.

Pierwszy element osiągnięto za pomocą półdokumentalnego charakteru filmu. Kolejny raz reżyser sfotografował oblicze francuskich nomadów, a w rolach obsadził naturszczyków wywodzących się z jednego cygańskiego taboru Jeniszy.  Jasnym jest, że historia i bohaterowie są wymyśleni, lecz granice między dokumentem a fikcją wydają się ciągle przenikać. Chłopaki odgrywają praktycznie samych siebie, występując nawet pod własnym imieniem i nazwiskiem.

fot. Gutek Film
Po drugie Fred, Jason, Mickael i Moise perfekcyjnie wpasowują się w wizerunek dobrych, prawilnych chłopaczyn. Lubią wyścigi samochodowe, łatwy zarobek, zimne piwo i dziewczyny. Nie lubią policji, zabobonów i obcych. Są prostymi ludźmi wyznającymi proste zasady. Niczym w serii Szybkich i Wściekłych najważniejsza dla nich jest więź rodzinna. Różnią się jedynie kalibrem kradzionych rzeczy z ciężarówek. Francuscy Cyganie kradną benzynę na parkingu pod dyskoteką, ciężarówki zaopatrujące sklepy, a głównym celem napadu jest tir z 25 tonami miedzi.
fot. Gutek Film
Drugi element, o którym wspomniałem w pierwszym akapicie to zdjęcia, które wyglądają wprost zachwycająco jak na niezależną produkcję. Ujęcia nocnych samochodowych wędrówek po francuskiej północnej prowincji przypominają właśnie te z „Drive”. Sama muzyka przez większość filmu jest nieobecna. Pojawia się dopiero pod koniec w postaci religijnych piosenek albo jako posępne tło dla dramatycznych wydarzeń oraz pewnej onirycznej sceny .


fot. Gutek Film
„Z jednej krwi” to również portret współczesnych Cyganów wędrujących po północy Francji. Jest on całkowicie odmienny od tego stereotypowego, znanego nam chociażby z „Papuszy”, ale nie tylko dlatego, że Jenisze posiadają inną historyczną genezę. Mieszkańcy taboru, niezależnie od płci, ubierają się na sportowo, a i zmienił się sam tabor, który współcześnie składa się obecnie z samochodów i przyczep kempingowych, a konie w galopie zastąpiły motorowery.

Muszę przyznać, że „Z jednej krwi” oglądałem z dużą przyjemnością. Wnosi on powiew świeżości do kina klasy B, dzięki opowiedzeniu historii w dotychczas niefilmowanym środowisku oraz udanie łącząc elementy thrillera, sensacji, kina drogi i dokumentu. To typowe męskie kino, wysmakowane stylistycznie, którym Hue udowadnia, że w jego żyłach płynie ta sama filmowa krew co u Refna. Natomiast film może okazać się nieciekawy dla widzów mniej wyrobionych filmowo oraz szukających w kinie atrakcji.

OCENA (1-5): 3,5




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...