piątek, 18 grudnia 2015

The Last Kingdom - recenzja 1. sezonu (2015 r.)

The Last Kingdom – sezon 1
Wielka Brytania – 2015 r.



„The Last Kingdom” to nowy ośmioodcinkowy serial brytyjskiej telewizji BBC, który powstał na fali popularności „Wikingów”, historycznej produkcji stacji History oraz pośrednio „Gry o Tron”. I mimo tego, że brytyjska odpowiedź nie dorównuje klasą serialowi o Ragnarze Lothbroku, to jest produkcją, z którą warto spędzić swój czas.


Pierwszy sezon jest adaptacją dwóch pierwszych („Ostatnie królestwo”, „Zwiastun burzy”) z dotychczasowych dziewięciu powieści z cyklu „Wojny wikingów” („The Saxon Stories”) Bernarda Cornwella. Podobnie jak w książkach głównym bohaterem serialu jest Uthred z Bebbanburga, bohater fikcyjny, choć wzorowany na historycznych postaciach. W pierwszych odcinkach poznajemy jego genezę, począwszy od dzieciństwa w rodzinnym Bebbanburgu, przez okres dorastania w „rodzinie zastępczej” wśród Duńczyków, do przymusowej emigracji, której przyczyną jest podstępne oskarżenie go o zabicie swojej przyszywanej rodziny. Uthred zmuszony jest udać się wraz Bridą na wygnanie do Wessexu, ostatniego niezależnego od Wikingów królestwa, by tam zebrać bogactwa i sojuszników, które pomogą mu odzyskać rodzinne włości w Nortumbrii. W Wessexie jednak będzie musiał najpierw przełamać niechęć do swojej osoby, w czym skutecznie przeszkadzać będzie mu jego niepokorny charakter.
Słowo klucz przy recenzowaniu „The Last Kingdom” to poprawność. Implikuje ona zarówno wady, jak i zalety, lecz zaznaczam z góry, że to serial dobry, którego mankamenty  nie wywołują wielkich zastrzeżeń. Brakuje mu wyłącznie pierwiastka wyjątkowości, albo odwołując się do poruszanej w serialu tematyki religijnej iskry bożej.

Konflikty personalne i polityczne intrygi w fabule są porządnie rozpisane oraz mają swoją wagę. Jest interesujący bohater, który z powodu swojego charakteru oraz nieufności wpada raz po raz w kłopoty, co dostarcza porządną dawkę zwrotów akcji. Do tego łamie kobiece serca z większą częstotliwością od Jamesa Bonda. Jednakże „The Last Kingdom” cierpi na niedosyt porządnych antagonistów. Oddo Młodszy to postać groteskowa, natomiast wikingowie są przerysowani, a ich styl życia to słynne RPG – rabuj, pal i gwałć. Serial odwołuje się również do przykrego stereotypu nieokrzesanego pogańskiego barbarzyńcy oraz cierpliwych i bogobojnych (no, z małymi grzeszkami) chrześcijan, z czym wydawało się, że „Wikingowie” skutecznie się rozliczyli. Szwankuje również obraz kultury, którą ograniczono do kwestii wiary i obrządków religijnych. Widzów dbających o szczegóły może zdziwić widok Duńczyków i Sasów dyskutujących bez potrzeby korzystania z tłumaczy. Pamiętajmy jednak, że to nie dramat historyczny, a ekranizacji powieści, w których mieszają się postaci historyczne oraz fikcyjne, więc wierność czasom nie musi być aż tak drobiazgowa.


Wizualnie również nie ma się do czego przyczepić, gdyż scenografia, kostiumy, surowość codziennego życia oraz brutalność skutecznie oddają realia wczesnego średniowiecza. Zdjęcia skomponowane w chłodnej tonacji są przez większość odcinków zachowawcze, a twórcy swoje eksperymenty ograniczają wyłącznie do scen bitewnych, kiedy to stosują ujęcia z lotu ptaka lub umiejscawiają kamerę na ostrzu miecza. W tym miejscu trzeba przyznać, że sceny stawania w szranki obu armii robią imponujące wrażenie. Zachwycają rozmachem oraz wykorzystaniem sporej liczby statystów, w czym zdecydowanie przebijają „Wikingów”. Serialowi nie pomaga za to ścieżka muzyczna, która w ogromnej mierze ogranicza się do jednego motywu, który ma przywoływać nordyckie pieśni. Na początku utwór może jeszcze intrygować, lecz słuchanie jednej melodii przez cały sezon może wyłącznie irytować.

Na pewno postawienie na obsadę złożoną z aktorów i aktorek dotychczas nieznanych było słusznym posunięciem ze strony producentów „The Last Kingdom”. W serialu otrzymujemy solidne kreacje pierwszoplanowe Alexandra Dreymona (Uthred), Iana Harta (Ojciec Beocca), Davida Dawsona (król Alfred), Adriana Bowera (rycerz Leofric), jak i drugoplanowe Emily Cox (Brida), Amy Wren (Mildrith), Charlie Murphy (Iseult). Nie zawodzą również aktorzy skandynawscy Rune Temte („Eddie the Eagle”), Thomas Gabrielsson („Kochanek królowej”), Tomas Santelmann („Hercules”, „Kon-Tiki”). Odtwórcy ról jednak nie wznoszą produkcji na wyższy poziom, a dodatkowo pozostawiają niepokojące wrażenie, że obsada była skomponowana metodą lustrzanego odbicia postaci z „Wikingów”. Wizualnie Uthred ma w sobie coś Rollo, król Alfred niebezpiecznie przypomina Athelstana, a Brida Lagertę. Warto z kronikarskiego obowiązku wspomnieć, iż w małych, jednoodcinkowych rolach pojawiają się Rutger Hauer („Łowca androidów”) i Jason Flemyng („X-Men: Pierwsza klasa”).



Wydaje się, że główną wadą „The Last Kingdom” jest to, iż powstał po genialnych „Wikingach”. Przez to wydaje się odtwórczy oraz zbyt otwarcie wyjawiający swoje inspiracje. Szkoda również, że serial jest skoncentrowany głównie na prezentacji kolejnych punktów fabuły, pozbawiając nas wnikliwego spojrzenia na zwyczaje i kulturę tamtych czasów. Miejmy jednak nadzieję, iż  podczas prac nad ogłoszonym niedawno drugim sezonem twórcy podejmą się jej w wymiarze iście benedyktyńskim, bo brytyjski serial warto znać i oglądać, a do tego może stanowić świetne dopełnienie „Wikingów”, gdyż jego akcja toczy się po śmierci Ragnara Lothbroka i dotyczy między innymi jego synów. Podsumowując recenzję średniowiecznym frazeologizmem śmiało można uznać, iż po pierwszym sezonie twórcy „The Last Kingdom” wracają z tarczą.

OCENA (1-5): 3,75


Recenzj dostępna również na Movies Room





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...