Saga Wikingów (Northmen: A Viking Saga)
Niemcy, RPA, Szwajcaria – 2014 r.
Reżyseria: Claudio Fäh
Wikingowie nie są częstymi gośćmi na kinowych
ekranach. Dopiero sukces serialowych Wikingów spowodował ożywienie w tej materii.
Wznoszącą falę postanowili wykorzystać producenci z Niemiec, Szwajcarii i Republiki Południowej
Afryki. Świetny film spreparować mieli Claudio Fäh, Matthias
Bauer, Bastian Zach, którzy znani są z takich filmów jak „Wycieczka bez
powrotu”, „Coronado”, „Człowiek Widmo 2” i „Snajper: Kolejne starcie” . Jeśli
nic wam te filmy nie mówią, nie martwcie się. Też ich nie znam. Jak się można
domyślać po CV tych panów, „Sagą Wikingów” również nie awansują do wyższej ligi
filmowców. Natomiast co skusiło dystrybutora by wpuszczać ten film – typowego
straight-to-dvd - do kin? Jedyny niecny
pomysł jaki przychodzi mi do głowy to fakt, iż skończył się 3 sezon serialu
kanału History, więc dla tych tęskniących zafundowano mały prezent, który
raczej okaże się papochajzerowym Zonkiem.
Film opowiada o grupce Wikingów, która
została wypędzona ze Skandynawii i udała się w kierunku osad na brytyjskiej
ziemi. Morze nie było jednak spokojne, więc ich łodzie roztrzaskują się, a
ocaleni ze sztormu budzą się na plaży, w miejscu im nieznanym. Na domiar złego
napotykają konwój wojskowy, z którym toczą zwycięską bitwę. Następnie
odkrywają, że w pojeździe skrywa się szkocka księżniczka, którą to Wikingowie
postanawiają porwać, aby uzyskać okup od jej rodziny. Król zamiast pieniędzy
wysyła za nimi oddział specjalny – karpackich Wilków.
Film składa się praktycznie z samych wad.
Opiszę je jednak pobieżnie, bo nie wypada znęcać się nad mało lotnymi
filmowcami. „Sagę Wikingów” niszczy od środka fatalna fabuła, pełna najgorszych
klisz oraz absurdalnych pomysłów i rozwiązań. Tutaj spokojnie można walczyć
drewnianym kijem przeciwko mieczowi, księżniczka ma nadprzyrodzone moce, pościg
konny nie może dopaść piechurów, różne nacje rozmawiają swobodnie, a skoki w
przepaść w burzliwą toń kończą się szczęśliwie. Szkoda, bo scena sztormu
rozpoczynająca film zapowiadała całkiem przyzwoite kino. Jednak im bliżej
finału tym przyjemność z seansu spada na łeb na szyję, by w kulminacyjnych chwilach,
w zamiarze dramatycznych, widz pękał ze śmiechu, a ręka mimowolnie uderzała z
plaskiem o czoło. „Saga Wikingów” to przecież kino przygodowe, a więc powinna
dostarczać efektownych scen pościgów, pomysłowych ucieczek, ogólnie pompować
adrenalinę w nasze żyły. Niestety większość budżetu zjadła prawdopodobnie wspomniana scena
sztormu, bo co rusz pojawiają się scenariuszowe przestoje, w postaci jakiejś
pary bohaterów, w układzie Poganin - Chrześcijanin, znajdujących czas na poważne
rozmowy o wierze albo umieraniu.
Nic dobrego nie da się napisać także o
aktorstwie. I w tym przypadku upatrywałbym głównego winnego w postaci
scenariusza, aniżeli aktorów. Tu prawdopodobnie i zdobywcy Oscarów nic by nie
pomogli. Jesteśmy zmuszeni więc oglądać nieporadnych, ale przypakowanych
aktorów z Tom’em Hopper’em na czele. Są więc postaci kompletnie nijakie
(większość), koszmarne jak wojowniczy mnich(Ryan Kwanten) i księżniczka(Charlie
Murphy) oraz po prostu bytujące na ekranie(np. Ken Duken). Na specjalne
wyróżnienie zasługuje jednak Ed Skrein, który spartaczył aktorsko swoją postać
najemnika „Wilka z Karprat”. W jego głowie zapewne przebiegł następujący proces
myślowy: gram groźną postać, będę robił groźne miny. Niestety w praktyce grymasy
na jego twarzy bliższe są osobom z problemami żołądkowymi. Chcecie zobaczyć
prawdziwą groźną armię Wilków, to obejrzyjcie „Akademię Pana Kleksa”.
Jeśli dalej myślisz, żeby obejrzeć ten film,
bo jesteś masochistą, który lubi gnębić siebie poprzez takie „arcydzieła”, to
specjalnie dla ciebie znalazłem dwie zalety „Sagi Wikingów”. Po pierwsze film
kręcono w naturalnych lokacjach, a RPA całkiem sprytnie imituje górzystą i
deszczową Szkocję. Drugi pozytyw to zdjęcia i przykład jak drony przydają się
dodając rozmachu produkcjom o niewysokim budżecie.
„Saga Wikingów” to nie jest wysokobudżetowe widowisko historyczne, lecz
pod względem technicznym potrafi dobrze kamuflować budżetowe braki. Niestety
film grzebie kompromitujący scenariusz, toporna reżyseria oraz kiepskie
aktorstwo. Chcesz obejrzeć dobrą przygodówkę z motywem ucieczki i osadzoną w
kontekście historycznym? Z Wikingami już lepiej „Pathfindera” obejrzeć. Chociaż
nie, bo to też męka. Polecam więc przyjrzeć się „Apocalypto” Gibsona,
norweskiemu „Flukt” albo koreańskiej „Strzale Wojny”. A w temacie Wikingów najlepiej
zostać przy serialu o Ragnarze Lothbroku. Bo „Saga Wikingów” w kinie tylko
złupi twój portfel i wcale nie wyśle do filmowej Valhalli.
OCENA (1-5):
1,5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz