Sezon 2 - odc. 1-2
USA - 2016 r.
Twórca: John Fusco
Recenzję 1.sezonu możecie przeczytać TUTAJ. Oto jak wypadła druga randka z Marco Polo.
Kung Fu Polo
Zanim powstał pierwszy
sezon Marco Polo Netflix uważany był za współczesne uosobienie
mitologicznego króla Midasa. Najdroższa produkcja Netflixa rozwiała takie
rozważania i pozostawiła po sobie niedosyt. Niestety dwa premierowe odcinki
drugiego sezonu sugerują, że twórcy dalej nie naprawili błędów pierwszej
odsłony dalekowschodniej Gry o Tron.
Pierwszy sezon możemy uznać za
zamkniętą całość, której fabuła finiszowała pokonaniem Chińczyków przez
sprzymierzeńców Kubilaj Chana, co utorowało mu drogę do stworzenia imperium.
Drugi sezon kontynuuje więc los bohaterów, którzy przeżyli, oraz wprowadza nowych,
a ich zachowania determinować będą wydarzenia związane z konfliktem wewnątrz
obozu mongolskiego, w którym Kaidu w otwarty sposób rzuca wyzwanie Kubilajowi.
Teoretycznie w Marco Polo wszystko
jest na swoim miejscu. Bardzo wysoki budżet zapewnia niezłych aktorów,
orientalne kompozycje muzyczne oraz rozmach, który widzimy w strojach z epoki
czy odpowiedniej scenografii, która w porównaniu do poprzedniego sezonu jest
jeszcze bardziej imponująca. Marco Polo to już nie kilka pomieszczeń,
w których rozgrywa się akcja. W pierwszych odcinkach zobaczymy w detalach
odwzorowane chińskie miasto i tawernę, cesarski ogród czy wielkie mongolskie
wesele z ujęciami kamery na przedziwne potrawy. Twórcy raczą nas również
scenami przedstawiającymi dalekowschodnie obyczaje. To jednak póki co nie
działa, a winnym jest reżyseria oraz scenariusz.
Twórcy serialu postanowili
pozostać przy maksymalnej powadze oraz mrocznej aurze, która wyziera z każdej
sekundy seansu. Samo w sobie nie jest to zarzutem, gdyż posępna muzyka i sceny
rozgrywane nocą dobrze równoważą się z atmosferą spisków oraz tajemnic. Cały
trud rujnuje jednak lichość scenariusza oraz koszmarna banalność wypowiadanych
dialogów, które zdzierają nałożoną maskę szekspirowskiego dramatu o władzy ze
zwykłego serialu rozrywkowego, w którym największą wartością jest po prostu
dobry zwrot akcji. Osobiście uważam za dziwną decyzję, lecz logiczną jeśli
twórcy chcą głębiej eksplorować mrok, w postaci ograniczenia czasu ekranowego
dla dwóch jasnych punktów pierwszego sezonu – Claudii Kim (księżniczka
Khutulun) oraz Toma Wu (Tysiąc oczu), których to postacie spuszczały powietrze
z napompowanego do granic możliwości balonu wypełnionego intrygami. Mnie
pozostaje mieć tylko nadzieję, że jest to tylko wyjątkowa sytuacja dla tych dwóch
odcinków, a nie reguła na cały sezon. Wspomnianą słabość dialogów potęguje
przeciętne aktorstwo drugoplanowych aktorów (Remy Hii, Olivia Cheng, Zhu Zhu,
Mahesh Jadu) oraz decyzja, aby część obsady (w ogóle dlaczego tylko część?)
męczyła nas dodatkowo chińską odmianą języka angielskiego, którego zrozumienie
sprawia wiele trudności. Oczywiście jest to problem głównie dla odbiorców
anglojęzycznych, bo polscy użytkownicy Netflixa problem ten zniwelują napisami
czy lektorem, lecz jeśli ktoś chciałby obejrzeć film w wersji oryginalnej, to
będzie ona po prostu drogą przez mękę.
Pozytywnie należy za to ocenić
dodanie do obsady Michelle Yeoh, gwiazdy azjatyckiego kina akcji. Aktorka ta
nie tylko wprowadza sporo ożywienia swoją ekranową charyzmą, ale i umiejętnościami
sztuk walki. Dzięki niej pojawił się element nawiązujący do kina wu xia,
co widać w scenerii oraz pomyśle na jej wątek w pierwszych odcinkach. W końcu
nic tak skutecznie nie oddala nas od zatęchłych od knowań i podejmowanych
ważnych decyzji ciemnych sal, jak dobra scena walki. Ciekawie zapowiada się
również dalsza przygoda tytułowego bohatera, który w końcu dostaje aktywniejszą
rolę w serialu, a jego zainteresowaniem przestaje być romansowanie, a długo
oczekiwane podróżowanie i poznawanie Chin. Przy serialu warto zostać również
dla prawdopodobnie roli życia Benedicta Wonga, który wciela się w Kubilaja
Chana. Jego kreacja władcy raptusa uczącego się dworskich manier oraz osoby
podejmującej dramatyczne decyzje, którą składa z palety środków od donośnego głosu
i krzyku po mruknięcia i chrząknięcia dominuje nad serialem. A już wisienką na
torcie są jego sceny w duecie z ekranową żoną (równie świetna Joan Chen).
Twórca serialu John Fusco uparcie
pozostaje w klimatach dalekowschodnich. Nie da się ukryć, że facet lubi
azjatyckie klimaty. Oprócz Marco Polo stworzył przecież scenariusz do
sequela Przyczajonego Tygrysa, Ukrytego Smoka (również produkcja
Netflixa). Niestety wciąż nie potrafi nadać duszy swoim produkcjom, przez co i
pierwsze odcinki Marco Polosą zwykłą kopią schematów i rozwiązań z kina
azjatyckiego, do tego i gorszym krewnym Gry o Tron i Wikingów.Oczywiście
klimaty orientalne ze względu na swoją odmienność zawsze znajdą swoich
zwolenników, co potwierdzają ostatnie sukcesy tureckich telenowel historycznych
w telewizji publicznej, więc i Marco Polo w razie niepowodzeń
dalszych odcinków znajdzie grono swoich amatorów.
Recenzja opublikowana również na MoviesRoom
OCENA (1-5): 2,5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz