niedziela, 21 grudnia 2014

Marco Polo - Sezon 1

Marco Polo – Sezon 1
USA, 2014 r.
Twórca: John Fusco
Reżyseria: Joachim Roenning, Espen Sandberg, Daniel Minahan, David Petrarca, Alik Sakharov, John Maybury


Nie ma co owijać w bawełnę. „Marco Polo”, czyli superprodukcja Netflix za 90 milionów dolarów, jest serialem przeciętnym i nie dorównuje swoim konkurentom w kategorii wagowej, czyli „Wikingom” oraz „Grze o Tron”. Nieliczne pozytywy nie są w stanie przebić się przez wady.

Serial przedstawia losy młodego Marco Polo, który zostaje pozostawiony jako zakładnik na dworze chana Kubilaja. I tu pojawia się pierwszy poważny błąd, który popełniają scenarzyści. Otóż postać Marco staje kilka razy w obliczu klasycznej sytuacji „być albo nie być”. Ciężko jednak ekscytować się, gdy posiadamy, chociaż minimalną wiedzę historyczną. Przecież wiemy, że ani Marco nie ucieknie, ani nie zostanie zabity, gdyż to jego początki w nowym środowisku, okres zanim jeszcze zyskał swoją sławę. A przecież twórcy mieli chyba ambicje stworzenia filmu historycznego, co odzwierciedlają scenografia, stroje, przedstawione postaci i miejsca. Elementy scenografii i kostiumy może nie dorównują produkcjom chińskim, ale i tak stanowią jeden z mocnych punktów serialu. A i przydałoby się ich większa ilość, niż tylko sale tronowe i łoża.

Do wad zaliczyć należy również większość bohaterów serialu, począwszy od tytułowego bohatera. I tu winę upatruję wśród scenarzystów. Otóż zdecydowana większość postaci jest niewiarygodnie poważna, jakby to były postaci z Szekspira. Albo dumają nad losami państwa albo wygłaszają niewiarygodnie sztuczne zdania o pseudofilozoficznej głębi i dramatyczne wykłady. Wszyscy mają tzw. Kije w dupie. Słynny jest stereotyp o braku poczucia humoru u Chińczyków, ale czy w ich życiu naprawdę nie ma żartów i radosnych scen? Zatrudnieni w większości trzecioligowi aktorzy z Hollywood również nie pomagają i często nie odnajdują się w swoich rolach, popadając w schematy. Niby teoretycznie nie wszystko jest czarno-białe, lecz brakuje niuansowania postaci, by wydobyć z nich głębię. A tak są tylko pionkami przesuwanymi po szachownicy. Gra o Tron zrobiła swoje w przypadku kreowania postaci, więc tym bardziej szkoda, że tak szybko ustawiono Chana Kubilaja, jako tego dobrego, a kanclerza Jia Sidao, jako złego. Wyjątkiem jest wątek wojowniczej księżniczki Kutulun, odgrywanej przez południowokoreańską aktorkę Kim Soo-hyun vel Claudia Kim, która bawi się swoją rolą nie popadając jednak w parodię.  Oprócz niej najlepiej prezentuje się Benedict Wong - Chan Kubilaj, który jako jeden z niewielu decyduje się na bardziej ekspresyjne ruchy. Najlepsze są jednak jego pomruki, które przywołują rolę Toma Hardy’ego w Lawless/Gangster. W postaciach najlepiej odnajdują się również Tom Wu, jako ślepy mnich „100 Oczu” oraz Chin Han, główny przeciwnik, kanclerz Jia Sidao vel Minister Świerszcz.
Wojownicza księżniczka Kutulun !
Nie pasuje mi również kwestia przedstawienia Marco Polo(Lorenzo Richelmy). Otóż zamiast postarać się przedstawić, go jako młodzieńca, który krok po kroku odkrywa nową kulturę, świat, zupełnie odmienny od europejskiego, to po paru odcinkach czuje się jak u siebie, nic go nie ciekawi, no może oprócz pewnej księżniczki. Ba! świat całkowicie wyjątkowy, bo tolerancyjny wobec wszystkich kultur, co powinno go szczególnie dziwić.

Zapowiadano również serial z wielkim rozmachem, o budżecie większym niż większość filmów. Cóż pod względem scen batalistycznych serial kilka razy podsyca pragnienie, by zostawić widza z niczym. Cztery razy wojska mongolskie ruszają do boju, lecz scenę bitwy oglądamy wyłącznie w ostatnim odcinku. Wcześniej jedynie obserwujemy, jak liczne wojska się przemieszczają, lecz gdy zaczyna się bitwa następuje cięcie montażowe.

Z tą sprawą, którą teraz poruszę, jako facet, któremu podobają się Azjatki nie powinienem mieć specjalnych zastrzeżeń. Lecz częstotliwością scen seksu oraz nagich scen serial ten stara się przerosnąć produkcje HBO. Można rzec, że odcinek bez seksu to odcinek stracony. Dla twórców serialu najwidoczniej kultura azjatycka skupia się wyłącznie na dwóch sprawach: Seksu i Wojny, których symbolem jest scena walki nagiej Mei Lin z żołnierzami. Szkoda, że kultura i zwyczaje zostały ograniczone do minimum.

Chan Kubilaj i Marco Polo
W „Marco Polo” jest kilka scen pokazujących potencjał twórców. Scena halucynacji po haszyszu, bitwa w ostatnim odcinku, test dziewictwa. Najwięcej z nich miało miejsce dopiero w ostatnim odcinku. Często mówi się, że o klasie serialu świadczy jego czołówka. W tym przypadku sprawia złudne wrażenie. Bo „Marco Polo” muzycznie jest właśnie najmocniejszy, stawiając na orientalne dźwięki i melodie. Z nich najlepiej wspominam piosenki w czasie napisów końcowych, szczególnie z odcinka 1 i 4.

Marco to film dla osób nieposiadającej żadnej wiedzy o tym włoskim podróżniku. Inaczej ciężko uwierzyć w ryzyko, któremu poddawany jest tytułowy bohater. Ciężko nie odnieść wrażenia, że świat Zachodu jednak nie potrafi wczuć się w klimat świata Wschodu. Miał być rozmach za 90 milionów dolarów, a wyszło raczej kameralnie. Nie jest wybitnie jak w Grze o Tron i Wikingach, ale nie jest i tak okropnie, jak w Bitwie pod Wiedniem. Na pewno nie będę czekał w napięciu na drugi sezon, ale pewnie dam mu szansę, bo Netflix póki co ma u mnie kredyt zaufania.

OCENA (1-5): 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...