wtorek, 30 września 2014

Zachód na Wschodzie (Pewnego razu na Dzikim Wschodzie - recenzja)


Pewnego razu na Dzikim Wschodzie (My Sweet Pepper Land)

Francja, Niemcy, Irak – (2013 r.)
Reżyser: Hiner Saleem

Kino Dalekiego Wschodu często wchodziło w dialog z kinem gatunkowym, amerykańskim. Okazywało się, że filmy samurajskie i westerny mogą ze sobą korespondować. Czy Środkowy Wschód posiada potencjał do podobnych zapożyczeń? Tak! Przykładem jest właśnie ten film. Pewnego razu na dzikim wschodzie jest jednym z największych zaskoczeń wśród wszystkich filmów wyświetlanych w polskich kinach.

Oryginalny tytuł My Sweet Pepper Land, nawiązuje do jedynej knajpy w miasteczku, swoistego „saloon’u”. Rzadko to się zdarza, lecz bardziej pasuje mi polski tytuł. Tłumaczenie tytułu filmu Hinera Saleema nieprzypadkowo nawiązuje do słynnego westernu Sergio Leone. Główny bohater Baran zostaje nowym „szeryfem” w miasteczku,  gdzie rząd dusz sprawuje lokalny watażka. Jego sługusy-przemytnicy to typowi gatunkowi bandyci. Rolę „Indian” sprawuje kobiecy oddział kurdyjskiej partyzantki na terytorium Turcji. Jest też Govend, nauczycielka szerząca oświatę.  Na dodatek z powodu zniszczonego mostu, wszyscy muszą poruszać się konno, co jeszcze mocniej buduje klimat.

„Pewnego razu…” nie jest filmem realistycznym, pokazującym autentyczne przemiany po amerykańskiej inwazji . Swój udział w tym mieli i reżyser, który wyemigrował do Europy w wieku 17 lat oraz europejscy producenci. Obraz bardziej przedstawia „Zachodnie” marzenia i fantazje o tym w jakim kierunku powinien iść ten region świata. Zatem mamy przedstawiony odwieczny konflikt: tradycja vs nowoczesność, postęp vs zacofanie. Postęp reprezentują komendant policji Baran oraz nauczycielka Govend. Postać Barana i jego zastępcy ma przedstawiać rządy państwa prawa oraz równości wszystkich wobec ustanowionych przepisów. Govend zaś stanowi potrzebę edukacji oraz wzmocnienia praw kobiet. Oczywiście taką wspólnotę ducha nowoczesności musi połączyć miłość. Naprzeciw tym postulatom stoi patriarchalny system oraz władza klanowa. Reżyser raz po raz ośmiesza ich przedstawicieli, w szczególności tuzina braci Govend, którzy sprawują pieczę nad jej honorem. Stary porządek stara się utrzymać miejscowy „warlord” Aziz Aga, zarabiający na handlu przemyconymi lekami. Jednym z jego celów jest pozbycie się kobiety nauczycielki. Wykorzystując tradycyjne wartości manipuluje ojcami, którzy zaczynają powstrzymywać dzieci przed pójściem do szkoły.  

A w szkole usłyszeć można takie perełki (nauka liczenia):

Ile to 1+1, mama plus tata ?
10.
Jak to 10?
Mama i Tata równa się 10 dzieci.




Zatem można stwierdzić, że reżyser wskazuje, w którą stronę i za jakimi uniwersalnymi ideami powinien iść świat. Poważny temat podany został w bardzo lekki sposób, a jego odbiór ułatwia akcja rozegrana w konwencji westernu z elementami komediowymi.

P.S
Furorę w filmie robi również pewien instrument muzyczny, który wygląda i brzmi bardzo etnicznie, lecz nazywa się Hang drum i powstał w 2000 r. w Szwajcarii.

OCENA(1-5):  4,5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...