poniedziałek, 20 października 2014

Janosikowe (KICK - 2014 r.)

Kick
Indie, 2014
Reżyseria: Sajid Nadiadwala


Pamiętacie produkcję indyjskiego filmu w Warszawie, o której informowały media, jakby to był nowy polski hit? Oto właśnie artykuł o niej. Gdy pojawił się zwiastun, polscy internauci w mgnieniu oka wyłapali pewien niewinny szczegół. Gdy z Mostu Gdańskiego spada autobus, widać tam pewną rurę, z nieprzychylnym byłemu premierowi (obecnie na emigracji) napisem. Zawsze jak przejeżdżam tamtędy tramwajem, to nie mogę powstrzymać się przed zerknięciem w szybę, by spojrzeć choć na chwilę na to mało wyszukane, acz teraz będące swoistym miejskim mitem,  graffiti. Niestety w filmie napis wymazali L

Z ciekawości sprawdziłem ile filmów z Indii obejrzałem. Wiedziałem, że niezbyt wiele, gdyż specjalnie nie zachęcały mnie obejrzane fragmenty niektórych produkcji oraz słaba renoma tamtejszego kina.  Okazało się, że seans „Kick” był moim trzecim spotkaniem z kinematografią Bollywood.  Czy film zmieni moje zdanie? Czy da się już to oglądać, czy nieprzekonanych „Kick” nie przekona? Przed wami  superprodukcja, która święciła triumfy w indyjskim box offisie, a łącznie zarobił do tej pory 61 milionów dolarów.

Dla europejskiego widza stężenie bollywoodzkiego kiczu może być ciężkostrawne. Na wikipedii określono film jako „action-thriller romantic comedy”, co i tak nie oddaje pełnego obrazu. Sam film zaczyna się jako komedio-romans z fragmentem animacji i jest to najlepsza część „Kick” posiadająca atomowy ładunek lekkiego i pozytywnego humoru. Potem seans przemienia się  efekciarski film akcji(te pościgi i wybuchyJ) z elementami kryminału.  A żeby nie było za wesoło dodano w kulminacyjnym momencie ponury dramat o służbie zdrowia i korupcji. W tym całym Misz-maszu każda część otrzymuje jeszcze obowiązkowy pełnoprawny teledysk, czyli tańce i śpiewy.

 Shaina Mehra(Jaqueline Fernandez), Himanshu Tyagi(Randeep Hooda) i Devi Lal Singh(Salman Khan) – te trzy postaci znajdują się w centrum fabuły. Shaina mieszka i pracuje(psychiatra) w Warszawie. Pewnego dnia odbiera z lotniska kolegę z dzieciństwa - Himanshu, który jest policjantem. W czasie podróży SKM-ką opowiadają o swoich namiętnościach. Ona o ukochanym Devi, który jest uzależniony od adrenaliny, a stała praca go nudzi. Próby ustatkowania go spaliły na panewce i pewnego dnia po kłótni odszedł w siną dal. Himanshu zaś opowiada o pewnym złodzieju „Devil”, którego nie może schwytać. Jeśli zastanawiacie się, czy Devi i DeviL to ta sama osoba, to … macie rację. Scenarzyści nie napracowali się zbytnio przy wymyślaniu ksywki. W Warszawie ma się odbyć pewien bal charytatywny i to na niego Devil chce się dostać, by zabrać sporą ilość gotówki.
Dworzec Centralny taki zrewitalizowany, wow.
Przemianę Devi’ego z lekkomyślnego zawadiaki w cichego bohatera kradnącego w imię biednych należy raczej przemilczeć. Fragment, który miał w zamierzeniu stanowić cios w widza, tak naprawdę pomimo poważnego tonu jest wyłącznie groteskowy. W ogóle cała fabuła jest dosyć głupkowata i nie ma się co doszukiwać w niej większego sensu. Gdyby całość była w tonacji  początkowej części filmu, to dałoby się to przełknąć jako parodię kina akcji(scena w przewidywania ciosów jak pojazd po Downey’owskim Sherlocku Holmesie), lecz gdy ujawniane są motywacje indyjskiego Janosika wszystko się psuje,  a my czujemy, że ktoś chce manipulować naszymi emocjami w sposób łopatologiczny.

Aktorstwo w „Kick” jest całkiem przyzwoite. Oczywiście obsada ma głównie ładnie wyglądać, a dopiero potem grać. Męskie oko z zadowoleniem przyjmie oglądanie na ekranie Jaqueline Fernandez, która również zaprezentowała się nieźle pod względem aktorskim(ale mogę być nieobiektywny).  Natomiast nie jestem pewien czy kobiety w Polsce z podobnym entuzjazmem będą patrzeć na Salmana Khana, który jest jedną z największych gwiazd Bollywood. Bardziej europejsko wygląda R. Hooda i to jego obstawiam, jako faworyta kobiecej części publiczności.

A Warszawa? Głównie ujęta w pocztówkowych ujęciach. Mamy Pałac Kultury, Stadion Narodowy, Plac Zamkowy, Park Saski, Dworzec Centralny. Jest też troszeczkę propagandy: tramwaje są nowoczesne, SKM-ki pędzą jak TGV, a Metrem „wszędzie dojedziesz najszybciej”, jak mówi siostra głównej bohaterki. Słynny rajd po Warszawie jest sprawnie nakręcony.  Pośmiać się można, że wchodząc do podziemi przy Metrze Centrum wychodzi się na Plac Teatralny albo jakim cudem Autobus znalazł się po praskiej stronie Mostu Gdańskiego, skoro cała akcja działa się po drugiej stronie Wisły. Ale to szczególiki nie wpływające na odbiór tej sekwencji wśród osób spoza Warszawy. Nie wiem czy świadomie, ale uchwycono również pewną polską specyfikę, czyli remonty na nowych drogach.

Jak na prawie 2 i ½ godziny otrzymaliśmy stanowczo za dużo. Początkowo wysokie tempo filmu pod koniec zupełnie oklapło i mojego znużenia nie uratowała nawet ostatnia sekwencja pojedynków. Film obejrzeć można jako ciekawostkę filmową związaną z Polską. Nie należy się nastawiać na wielkie kino, tylko bardziej tak jak na „Szybkich i Wściekłych” lub „Adrenalinę”, pamiętając jednak o specyfice kina Bollywood i blockbusterów w ogóle. A co do pytania postawionego na początku to postanowiłem, że kiedyś urządzę minimaraton z Bollywood.

P.S
1) Twórcy postanowili również nawiązać do kilku hollywoodzkich filmów. I tak mamy kopię plastikowego pistoletu z filmu „Na linii ognia” oraz pewien polski policjant nazywa się „Lebowski”.
2) Ponoć stołeczny Ratusz będzie rozdawał w listopadzie darmowe wejściówki na pokazy Kick. Polujcie!


OCENA(1-5): 2,5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...