poniedziałek, 24 listopada 2014

Lucy (2014 r.) - recenzja

Lucy
Francja - 2014 r.
Reżyseria: Luc Besson



Lucy, najnowszy film Luca Bessona, okazał się jednym z najbardziej kontrowersyjnych tytułów roku. Powodem okazał się punkt wyjścia całej historii, czyli teza o niskim procencie wykorzystania mózgu przez nasz gatunek. Część, głównie filmowych „racjonalistów-naukowców” przeklęła film, a reszta twierdziła, że jest to niezłe kino akcji z prostym przekazem i powrót do żywych Luca Bessona. Ja po seansie Lucy przyłączam się do tej drugiej grupy.

Brak naukowej wiarygodności, przedstawianych z pełną powagą przez Morgana Freemana hipotez, zrekompensowały całkowicie plusy filmu, których jak dla mnie jest całkiem sporo. Film broni się dzięki akcji, pomysłom reżyserskim oraz aktorom. Zaczynając od tych ostatnich, Scarlett Johansson w tytułowej roli hipnotyzuje. Z przerażonej studentki zamienia się w wszechmogącego „robota”. Ogromną podzielność uwagi bohaterki przedstawia w sposób mechaniczny, oderwany od rzeczywistości, która w jej mniemaniu jest mało ważna. Kolejny raz potwierdza również, że razem z Zoe Saldaną walczą o koronę królowej kina akcji. Oprócz niej jest Morgan Freeman, jak zawsze w roli mędrca oraz jako antagonista, jeden z najlepszych koreańskich aktorów Min-sik Choi. Ja jako fan tamtejszych produkcji z uśmiechem na ustach obserwowałem, jak jego postać pojawia się po raz pierwszy z całą zakrwawioną twarzą(niczym z Oldboya) albo scenę tortur(Ujrzałem diabła). Jego wątek jest swego rodzaju ukrytym hołdem, dla tej azjatyckiej kinematografii.

Lucy w niektórych scenach jest monumentalna, rozbuchana do granic możliwości. Mamy niczym jak w Interstellar kontrolę czasu, kosmiczne zdjęcia, powrót do przeszłości, ba początku świata. Co ciekawe nie ma patosu i szpanu jak w najnowszej produkcji Nolana. Kinomani znajdą też podobieństwa z Matrixem czy Transcendencją. Besson korzysta również ze swoich doświadczeń i wprowadza w czasie wątku paryskiego, sceny pościgów jak z Taxi czy Transportera(czyli to co było w nich najlepsze). Szkoda, że film trwa tylko ok. 90 minut i nie jest superprodukcją, bo z większym budżetem dostalibyśmy pewnie dłuższą i konkretniejszą wizję.

Śmiało napisać mogę: „taką piękną bujdę obejrzałem”. Nie sądziłem również, że w filmie o mózgu, będę mógł użyć sformułowania „odmóżdżacz”. Bo wiadomo złośliwie można napisać, że wraz z planszami informującymi o wzroście procentowym wykorzystania mózgu Lucy, to twórcom i widzom ten poziom się obniża. Jednak podobała mi się forma realizacji, gra aktorów, brak zahamowań reżysera przed kosmicznymi wręcz scenami. To się po prostu dobrze ogląda i śmiało dopisuję do listy guilty pleasures-grzesznych przyjemności.

P.S
A tak w ogóle to Lucy jest prequelem "Her" S.Jonze'a :)


OCENA (1-5): 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...