Hiszpania, Bułgaria – 2014 r.
Reżyseria: Gabe Ibáñez
Rok 2044. Populacja ludzi zmniejszyła się o
99,7%. Powodem jest proces pustynnienia Ziemi, który wywołuje zbyt duże
promieniowanie słoneczne. Planeta staje się radioaktywna, a ostatnie bastiony ludzkości
kryją się w specjalnie zaprojektowanych miastach. W
jedynym z takich miast(ostatnim?) mieszka agent ubezpieczeniowy Jacq Vaucan. Jego
żona jest w ostatnim miesiącu ciąży, a on pragnie zmienić pracę i wyjechać z
miasta, aby zobaczyć Ocean. Zanim to zrobi będzie musiał przeprowadzić dochodzenie w sprawie nielegalnego manipulowania
robotem z Robotics Corporation.
W czasie napisów
początkowych otrzymujemy całkiem sprytnie ukazaną poprzez sekwencję czarno-białych
zdjęć historię tytułowych „Automatów”. Od euforii o ich powstaniu i wysłaniu na
front walki z pustynnieniem, po obraz rozczarowania i nienawiści, gdy ich misja
kończy się klęską. Obserwujemy również jak roboty zaczęły zastępować wymierających
ludzi i podejmowały pracę w szkolnictwie, szpitalach, ale i jako siła robocza w
fabrykach. O trzymanie w ryzach robotów dbają dwa protokoły. Nie mogą one
dopuścić do skrzywdzenia wszelkich form życia oraz nie mogą modyfikować się lub
naprawiać.
Romansu nie będzie. |
Film podzielony jest na dwie
części. Pierwsza rozgrywa się w mieście, wizualnie inspirowanym Łowcą
Androidów. Liczne hologramowe reklamy(sport i seks) nie są w stanie rozjaśnić
miasta. Jest ono prawie wiecznie okryte powłoką nocy(ochrona przed
promieniowaniem), co chwilę spada kwaśny deszcz(odkwaszanie atmosfery). Pracujący
w takich warunkach agent ubezpieczeniowy i prowadzący śledztwo? Od razu pachnie
klimatem filmów noir(agent ubezpieczeniowy jest przecież bohaterem klasyka noir „Podwójnego
ubezpieczenia”). A co z femme fatale? Od biedy rola ta przypaść może seks-robotowi Cleo. Są też w mniejszej
ilości sceny dzienne. Te toczą się na obrzeżach miasta, gdzie infrastruktura przypomina slumsy z Dystryku 9.
Druga cześć to ucieczka
Jacqa z robotami i pustynne wędrówki. Mamy tam rannego Jacqa na łasce robotów(wciąż
miały wgrany 1 protokół), próby przekazania wiedzy o tańcu, upijanie się,
dziwne rozmowy. Roboty nie są ciekawe, nie mają nic ważnego do powiedzenia.
Jedynie informują, że czas ludzi się skończył. Wiadomo, robot to robot, nie ma
osobowości. I ciągle pracują. Tworzą więc, niczym Wardęga swojego robota
pająko-psa. Jak się uwolniły od protokołu nr 2? Ot, po prostu. Ewolucja.
Robot płacze |
Robot, który wymyka się spod
kontroli a główny bohater prowadzi śledztwo? To też widzieliśmy np. w
hollywoodzkim „Ja, robot”. Amerykański obraz z Willem Smithem to był typowy film
sensacyjny, skupiający się na pościgach i wybuchach. W przypadku europejskiej
produkcji fabuła jest raczej pozbawiona scen akcji, nieliczne sceny strzelanin są statyczne, a
pościg jeden. A przypadku takim jak Automata, gdy fabuła niedomaga, nie było więc
czym ukryć wszystkich wad produkcji.
Większość aktorów, oprócz przyzwoitego
Antonio Banderasa, wypada blado i
nieporadnie(czasem groteskowo). Jest to zadziwiające, bo gdy spojrzymy na
obsadę to widzimy dobrą międzynarodową grupkę. Oprócz Banderasa występują
przecież: Robert Forster(Jackie Brown), Brigitte Hjort Sørensen(serial
Rząd), Brytyjczycy David Ryall i Tim Mcinnerny. Javier Bardem podkłada głos,
lecz ciężko go rozpoznać po komputerowym przerobieniu. Najgorzej wypada Melanie
Griffith, ale tego przyczyną jest jej całkowicie wyprasowana zabiegami
plastycznymi twarz. Niedługo będzie wyglądać jak Kobieta-Kot i nie mam tu na
myśli Halle Berry, Michelle Pfeiffer czy Anne Hathaway. Brak ciekawych postaci w scenariuszu na pewno nie był pomocny odtwórcom
ról. Przedstawiciele korporacji są bardzo czarnymi charakterami, Rachel jest
klasyczną „Matką-Polką”, naukowcy są zdziwaczali, policjanci skorumpowani. Reżyser
prawdopodobnie również nie dotarł się z aktorami. Czasem wygląda to tak jakby
aktorzy nie wiedzieli co mają robić w danej scenie.
M. Griffith(!) i Cleo |
Automata to film, który nie spełnia
podkładanych w nim nadziei, ale ogląda się go bez większego znużenia. O
początkowym ciekawym i mrocznym klimacie z biegiem czasu zapominamy, gdyż
twórcy pogrążają film schematycznymi postaciami, dziurawą fabułą, bardzo przeciętnym
aktorstwem oraz powracającą melodią prosto z azjatyckiego filmu(pewnie kupiono
na jakimś targu licencję). Kino wielu inspiracji, jednak pozbawione duszy,
niczym roboty, o których opowiada. Ciekaw jestem kiedy kino europejskie uraczy nas świetnym filmem science fiction, bo od czasu Moon minęło już trochę czasu.
OCENA (1-5):
3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz