poniedziałek, 5 stycznia 2015

Autómata (2014 r.) - europejskie science-fiction.

Hiszpania, Bułgaria – 2014 r. 
Reżyseria: Gabe Ibáñez




Rok 2044. Populacja ludzi zmniejszyła się o 99,7%. Powodem jest proces pustynnienia Ziemi, który wywołuje zbyt duże promieniowanie słoneczne. Planeta staje się radioaktywna, a ostatnie bastiony ludzkości kryją się w specjalnie zaprojektowanych miastach. W jedynym z takich miast(ostatnim?) mieszka agent ubezpieczeniowy Jacq Vaucan. Jego żona jest w ostatnim miesiącu ciąży, a on pragnie zmienić pracę i wyjechać z miasta, aby zobaczyć Ocean. Zanim to zrobi będzie musiał przeprowadzić  dochodzenie w sprawie nielegalnego manipulowania robotem z Robotics Corporation.   

W czasie napisów początkowych otrzymujemy całkiem sprytnie ukazaną poprzez sekwencję czarno-białych zdjęć historię tytułowych „Automatów”. Od euforii o ich powstaniu i wysłaniu na front walki z pustynnieniem, po obraz rozczarowania i nienawiści, gdy ich misja kończy się klęską. Obserwujemy również jak roboty zaczęły zastępować wymierających ludzi i podejmowały pracę w szkolnictwie, szpitalach, ale i jako siła robocza w fabrykach. O trzymanie w ryzach robotów dbają dwa protokoły. Nie mogą one dopuścić do skrzywdzenia wszelkich form życia oraz nie mogą modyfikować się lub naprawiać.
Romansu nie będzie.
Film podzielony jest na dwie części. Pierwsza rozgrywa się w mieście, wizualnie inspirowanym Łowcą Androidów. Liczne hologramowe reklamy(sport i seks) nie są w stanie rozjaśnić miasta. Jest ono prawie wiecznie okryte powłoką nocy(ochrona przed promieniowaniem), co chwilę spada kwaśny deszcz(odkwaszanie atmosfery). Pracujący w takich warunkach agent ubezpieczeniowy i prowadzący śledztwo? Od razu pachnie klimatem filmów noir(agent ubezpieczeniowy jest  przecież bohaterem klasyka noir „Podwójnego ubezpieczenia”). A co z femme fatale? Od biedy rola  ta przypaść może seks-robotowi Cleo. Są też w mniejszej ilości sceny dzienne. Te toczą się na obrzeżach miasta, gdzie infrastruktura  przypomina  slumsy z Dystryku 9.

Druga cześć to ucieczka Jacqa z robotami i pustynne wędrówki. Mamy tam rannego Jacqa na łasce robotów(wciąż miały wgrany 1 protokół), próby przekazania wiedzy o tańcu, upijanie się, dziwne rozmowy. Roboty nie są ciekawe, nie mają nic ważnego do powiedzenia. Jedynie informują, że czas ludzi się skończył. Wiadomo, robot to robot, nie ma osobowości. I ciągle pracują. Tworzą więc, niczym Wardęga swojego robota pająko-psa. Jak się uwolniły od protokołu nr 2? Ot, po prostu. Ewolucja.
Robot płacze
Robot, który wymyka się spod kontroli a główny bohater prowadzi śledztwo? To też widzieliśmy np. w hollywoodzkim „Ja, robot”. Amerykański obraz z Willem Smithem to był typowy film sensacyjny, skupiający się na pościgach i wybuchach. W przypadku europejskiej produkcji fabuła jest raczej pozbawiona scen akcji,  nieliczne sceny strzelanin są statyczne, a pościg jeden. A przypadku takim jak Automata, gdy fabuła niedomaga, nie było więc czym ukryć wszystkich wad produkcji.

Większość aktorów, oprócz przyzwoitego Antonio  Banderasa, wypada blado i nieporadnie(czasem groteskowo). Jest to zadziwiające, bo gdy spojrzymy na obsadę to widzimy dobrą międzynarodową grupkę. Oprócz Banderasa występują przecież: Robert Forster(Jackie Brown), Brigitte Hjort Sørensen(serial Rząd), Brytyjczycy David Ryall i Tim Mcinnerny. Javier Bardem podkłada głos, lecz ciężko go rozpoznać po komputerowym przerobieniu. Najgorzej wypada Melanie Griffith, ale tego przyczyną jest jej całkowicie wyprasowana zabiegami plastycznymi twarz. Niedługo będzie wyglądać jak Kobieta-Kot i nie mam tu na myśli Halle Berry, Michelle Pfeiffer czy Anne Hathaway. Brak ciekawych postaci w scenariuszu na pewno nie był pomocny odtwórcom ról. Przedstawiciele korporacji są bardzo czarnymi charakterami, Rachel jest klasyczną „Matką-Polką”, naukowcy są zdziwaczali, policjanci skorumpowani. Reżyser prawdopodobnie również nie dotarł się z aktorami. Czasem wygląda to tak jakby aktorzy nie wiedzieli co mają robić w danej scenie.
M. Griffith(!) i Cleo

Automata to film, który nie spełnia podkładanych w nim nadziei, ale ogląda się go bez większego znużenia. O początkowym ciekawym i mrocznym klimacie z biegiem czasu zapominamy, gdyż twórcy pogrążają film schematycznymi postaciami, dziurawą fabułą, bardzo przeciętnym aktorstwem oraz powracającą melodią prosto z azjatyckiego filmu(pewnie kupiono na jakimś targu licencję). Kino wielu inspiracji, jednak pozbawione duszy, niczym roboty, o których opowiada. Ciekaw jestem kiedy kino europejskie uraczy nas świetnym filmem science fiction, bo od czasu Moon minęło już trochę czasu.


OCENA (1-5): 3


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...