Dumni i
Wściekli (Pride)
Wielka
Brytania, 2014 r.
Reżyseria: Matthew
Warchus
„Pride”
posiada kilka silnych rekomendacji. Nominacja do Zlotego Globu w kategorii
najlepsza komedia/musical. Nominacje i nagrody BIFA i BAFTA. Wygrana w Cannes…
to jest „Palma Queer”, wiecie zawsze coś. Do tego świetni brytyjscy aktorzy. Z
drugiej strony niepokoi nieznany reżyser po długiej przerwie( ktoś zna „Simpatico”
z 1999 r.? ) i debiutujący scenarzysta.
Rok 1984. W Wielkiej Brytanii trwa pamiętny
strajk górników. Mark ogląda wiadomości w telewizji i wpada na pomysł zorganizowania
pomocy dla górników. Jego logika kieruje się zgodnie z zasadą „wróg mojego
wroga jest moim przyjacielem” i przekonuje pozostałych homoseksualistów-aktywistów,
że łączy ich z górnikami podobieństwo losów i prześladowań ze strony władzy,
policji i tabloidów. Początkowo strajkujące kopalnie traktują ich propozycję
jako żart lub prowokację. Przypadek sprawia, że walijscy górnicy akceptują ich
pomoc. Rozpoczyna się proces przełamywania wzajemnych uprzedzeń.
Osią żartów jest spotkanie dwóch zupełnie
odmiennych i ignorujących się środowisk. Londyńscy geje nie wiedzą, gdzie są
zagłębia górnicze, a Walijczycy dopytują się o dziwne nawyki żywieniowe
lesbijek. Powolne oswajanie się między grupami przynosi czasem lepsze czasem gorsze
dowcipy, ale utrzymują przyzwoity brytyjski poziom. „Pride” składa się w
większości z klisz, które już widzieliśmy i zazwyczaj w lepszym wydaniu.
Wystarczy wspomnieć świetne „Billy Elliott” czy „The Full Monty” vel „Goło i
wesoło”. Mała dygresja. Znając inwencję polskich tłumaczy spodziewałem się
próby nawiązania do tego filmu np. poprzez „Homo i wesoło”. Ci jednak zauważyli
gdzieś nawiązanie do pewnej amerykańskiej franczyzy o szybkich samochodach i w
kinach będziemy mieli „Dumnych i wściekłych”. Wracając do tematu, to dzięki
aktorom(szczególnie starszego pokolenia) suche albo przemielone tysiące razy
żarty bawią kolejny raz. Najlepiej prezentuje się ekranowa para: Bill Nighy(w
końcu stonowana rola!) i Imelda Staunton. Odnotować należy również występ Dominica
Westa, który popisuje się zdolnościami tanecznymi i przełamuje swój wizerunek ekranowego
twardziela.
Część osób określi ten film „homopropagandą”,
„lewactwem”… i będą mieli rację. Osoby silnie podpierające prawą ścianę raczej
nie mają czego szukać w „Pride”, bo znajdą
jedynie rozczarowanie, frustracje i popsują sobie wieczór. W filmie wszyscy
geje i lesbijki są pozytywnymi bohaterami. Prześladowani słowem i pięścią,
nietolerowani przez rodzinę i społeczeństwo. Pomimo tych przeciwieństw są otwarci, weseli i pomocni(nauczą tańczyć,
poradzą prawnie, zbiorą finanse). Optymizm schodzi z ich twarzy tylko, gdy są
prześladowani albo u kolejnych znajomych pojawia się tajemniczy, zagadkowy
nieznajomy, znany jako HIV. Nic tylko współczuć ich losowi. Każdy po filmie by
chciał geja/lesbijkę przyjaciela. Twórcy
nie kryją się także z krytyką premier Thatcher, lecz oprócz wyzwisk nie
ma przedstawiają jakichkolwiek argumentów. Nic o sprawach ekonomicznych, a
władza i policja to po prostu wielkie zło. W „Pride” również zbyt nachalnie stosowane są
filmowe sztuczki do manipulowania naszymi odczuciami. Jak refren powracają elokwentne
przemówienia, burze oklasków, podniosłe pieśni, nietolerancja.
W szerszym ujęciu jest to film o
przełamywaniu barier międzyludzkich. Na miejsce górników i gejów można przecież
wstawić kogoś innego. Kibiców, stoczniowców, Muzułmanów, Katolików, Rosjan,
Niemców, lekarzy. Nie powinniśmy odgradzać się od innych i słuchać propagandy
dzielącej społeczeństwo. To w sojuszu jest siła, by walczyć z władzą, która
żeruje na podziałach. Trzeba umieć żyć z każdym, nieważne kim jest biorąc przykład
z walijskiego górniczego sztandaru i uścisnąć sobie dłonie.
„Pride” to lekkie, optymistyczne kino o
zwalczaniu wzajemnych uprzedzeń. Film ma wszystko, aby spodobać się widzowi
oczekującemu miłego i przyjemnego seansu. Prawdziwa historia. Trochę śmiechu, trochę wzruszeń.
OCENA
(1-5): 3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz