W grudniu przyglądałem się filmom z Robin Hoodem. Tym razem pod lupę trafił inny przedstawiciel spod znaku samotnej walki
o sprawiedliwość. Zorro. Po hiszpańsku Lis. W porównaniu do angielskiego banity
literacka postać Zorro jest stosunkowo młodą, gdyż na karty książek wprowadzono
go dopiero w 1919 r. w powieści „The Curse of Capistrano”. Rok później powstał
wielki hit filmowy „Znak Zorro” z Douglasem Fairbanksem w roli głównej. Przy
okazji był to pierwszy film wytwórni United Artists, którą założyli legendarni
Ch. Chaplin, D. Fairbanks, M. Pickford i D.W. Griffith.
W ramach ciekawostki dodam, że to postać
Zorro była inspiracją do powstania Bruce’a Wayne’a, czyli Batmana. Kolor
czarny. Zamaskowany. Peleryna. Panicz z bogatego domu. Służący. Jaskinia. Czarny
pojazd (koń vs batmobil).Podwójne życie. Walka o sprawiedliwość. Ba, czytałem,
że to wychodząc z seansu „Zorro” rodzice Batmana zostają zabici. Wróćmy jednak
do meritum.
W przeciwieństwie do Robin Hooda, postać Zorro
w filmach trzymała się kanonicznego wizerunku, nie był również jako postać
demitologizowany. Co najwyżej zmienia się lokalizacja jego działań z Ameryki
Północnej na Południową. Najbardziej
pamiętną wersją wydaje się być serial „Zorro” od Disney’a z 1957 r. O ile
dobrze pamiętam puszczany był w telewizji w czasie mojej wczesnej młodości,
czyli gdzieś na przełomie millenium. Gruby sierżant Garcia, Guy Williams w roli
życia, niemy służący, ikoniczny wizerunek Zorro na podnoszącym kopyta
wierzchowcu Tornado. Jednak nie zawsze trzymano się sztywno konwencji filmu
płaszcza i szpady. Zorro doczekał się więc przykładowo erotycznej wersji(„The
Erotic Adventures of Zorro”), kilku prób w latach 60-tych podpięcia pod modę na
westerny oraz gejowskiej parodii z Guyem
Hamiltonem – jednorazowym Bondem – „Zorro – The Gay Blade” („Zorro – Ostrze szpady).
Podobnie jak w przypadku angielskiego „zielonego ludzika” ekranizacji przygód „czarnego
ludzika”(raz „różowego”) powstało bardzo wiele. Po wnikliwym zbadaniu
zwiastunów oraz fragmentów wszystkich dostępnych dzieł do obejrzenia wybrałem 4
z nich. Znak Zorro(1940), Zorro(1975), Maska Zorro(1998), Legenda Zorro(2005). Wybór
pewnie zachowawczy, ale reszta filmów nie gwarantowała przyjemności z oglądania
nawet pomimo ciekawego podejścia twórców.
Kim jest więc zazwyczaj Zorro? Młodym
szlachcicem z bogatego domu. Mistrzem szermierki oraz kamuflażu. Zakładając
czarny kostium walczy z niesprawiedliwością i wyzyskiem biednych przez
bogatych. Typowy bohater ludu – mit. Paradoksalnie postać Zorro zakłada jednak maskę,
gdy fizycznie jej na twarzy akurat nie ma. Musi przebiegle manipulować swoim „zwyczajnym”
wizerunkiem, aby jego prawdziwe „Ja” mogło walczyć z nadużyciami władzy. Nikt
nie może wiedzieć. Ani rodzina ani wrogowie. Zatem jego „maską” jest pozowanie
na rozpieszczonego bawidamka, modnisia, gogusia. Z dzisiejszej perspektywy ta
poza poprzez aktorstwo Powera jr.(ponoć krypto-geja?) lub Delona wygląda jak
zachowania stereotypowej osoby homoseksualnej w filmach, więc nic dziwnego, że
w 1981 r. postanowiono to wyśmiać w parodii.
FILMY
W wersji z 1940 młody de la Vega wraca ze
szkoły oficerskiej w Hiszpanii i dowiaduje się, że jego ojciec został zmuszony
do dymisji a opiekę nad Kalifornią sprawuje wojskowy tyran. Postanawia więc
udawać dworskiego zniewieściałego gagatka pieszczoszka irytując mocno rodziciela
oraz zachwycając kobiety. Wszystko by traktowano go lekceważąco i nie
podejrzewano o wrogie nastawienie wobec władzy. Sam film był „rimejkiem” filmu
z 1920 r. Wyróżnić trzeba świetną rolę Tyrone Powera jr., który nie popada w
karykaturę w „salonowej wersji” de la Vegi, a wręcz droczy się z zarzutami o
skłonności homoseksualne w życiu prywatnym. Świetnie wyważa akcenty komediowe i
poważne. Wyborne są również pojedynki szermiercze Zorro z jego wrogiem
kapitanem Pasquale(w tej roli Basil Rathbone walki szermiercze również w „Przygodach
Robin Hooda”). Dynamika i choreografia pierwszorzędna. Film posiada także spory
potencjał komediowy. Warto obejrzeć.
W produkcji europejskiej (francusko-włoskiej)
z 1975 r. Don Diego de la Vega jest świadkiem zamordowania przyszłego
gubernatora, a przy okazji przyjaciela Miguela de la Serny. Postanawia przybrać
jego godność, aby zemścić się na zleceniodawcach. Udaje oczywiście modnisia, barokowego
dworzanina z Europy. O jego sekrecie wie jedynie niemy pomagier. W roli głównej
wystąpił amant kina Alain Delon. Jest to najjaśniejszy punkt całego tego
pokracznego filmu. Jego kreacja nie jest idealna, gdyż czasem za bardzo popada
w karykaturę odgrywając postać fałszywego Gubernatora. Natomiast w „El Zorro”
wszystko jest toporne. Od biedy można wyróżnić scenografię i stroje z epoki. Reżyseria,
zdjęcia, aktorstwo(mimoza Piccolo), głupkowate elementy komediowe. Walki są
okropnie sfilmowane, postaci nie odnajdują się w swoich przerysowanych
postaciach. Pojawia się scena walki kung-fu oraz masa dziwnych melodii. Oglądając
cały czas zastanawiałem się czy to przypadkiem nie było celowo tak złe. Twórcy
silą się również na stworzenie genezy znaku „Z”. Ma być to znak nieśmiertelnego
ducha czarnego wilka, który wymierza sprawiedliwość. Czyli Lis poszedł w
odstawkę. Tak przynajmniej twierdzi mały Murzynek. A wszystko to od twórców
spaghetti westernów: reżysera Giorgio Arlorio(współtwórcy „Za garść dolarów”!)
i scenarzysty Duccio Tessari(scenariusz „Zawodowca” z F. Nero).
Na potwierdzenie piosenka „Zorro is back” z
fragmentami filmu. Zobaczcie przynajmniej od 3:30 scenę śmierci.
W „Masce Zorro” z 1998 r. przedstawia się nam
dwóch Zorro. Najpierw jest nim Antony Hopkins-de la Vega, którego tożsamość zostaje
ujawniona, żona zabita, dziecko porwane a on sam uwięziony. Po kilkunastu
latach uwalnia się i szkoli następcę Muriettę(Banderasa). Ich motywacją jest oczywiście zemsta. Stary
Zorro udaje więc służącego, Nowy Zorro z pospolitego złodziejaszka musi
przeistoczyć się w szlachcica. Fabularnie film czerpie głównie z Hrabiego Monte
Christo i schematu mistrz-nieokrzesany uczeń. Aktorzy specjalnie się nie
popisują warsztatem, ale trzeba przyznać, że jest to całkiem niezła próba
odświeżenia formatu. Oceniając mamy porządne kino rozrywkowe, przyzwoity humor,
solidne aktorstwo, fechtunek na poziomie i w różnorakich kombinacjach
walczących, no i Catherine Zeta-Jones, która kradnie cały film. Film odniósł
sukces kasowy więc i po kilku latach doczekał się sequela.
W „Legendzie Zorro” z 2005 r. nasz dzisiejszy
bohater ukrywa prawdzie „Ja” przed dzieckiem i tradycyjnie społecznością
Kalifornii. Na zewnątrz to przedsiębiorca unikający walki, bo nadstawiający
drugi policzek. W obu filmach motorem akcji jest utrata rodziny(dziewczyna
znowu w rękach wroga) i próby jej odzyskania. Największą wadą było niezrozumiałe
odejście od sprawdzonej formuły na rzecz kina familijnego i superbohatera ratującego
Amerykę. Powstała XIX wieczna wersja „Małych agentów”. Syn Zorro, co ma mniej
niż 10 lat, wyczynia cuda akrobatyczne, walczy, szpieguje i robi nie wiadomo co
jeszcze. Do tego reżyser Martin Campbell poczuł się jak na planie nowego Jamesa
Bonda i stara się być nadmiernie efekciarski. Eksplozje częste i monstrualne jak
u Michael’a Bay’a. Akcenty rozłożono nie w tym miejscu, w którym być powinny,
czyli w działaniach Zorro na rzecz walki z niesprawiedliwością. Jedynie
Catherina Zeta-Jones bez zmian. Perfekcyjnie wpasowała się w ognistą postać w
obu filmach.
A kiedy następny Zorro? Otóż być
może SONY stworzy cross-over przygód tarantinowskiego Django oraz Zorro.
Wiadomość ta pojawiła się w czasie wycieku prywatnej korespondencji emailowej
po ataku hakerskim. Ja bym chętnie to zobaczył. Tylko mam jeden warunek. Jared
Leto jako Zorro. Z wyglądu odpowiedni jak zapuści wąsik, a za rolę
zniewieściałego dostał Oscara. Idealny kandydat.
Do zobaczenia za miesiąc! W lutym kolejny "Przegląd z...". |
RANKING
(OCENA 1-5):
ZNAK
ZORRO (1940) – reż. Rouben Mamoulian - 3+
MASKA
ZORRO(1998) – reż. Martin Campbell - 3
LEGENDA
ZORRO(2005) – reż. Martin Campbell – 2+
ZORRO(1975)
– reż. Duccio Tessari - 2
Najlepszy
Zorro:
1 1) Tyronne Power
jr (PERFEKT!)
2 2) Alain Delon (SZARŻUJE ZA MOCNO)
3 3) Antek Hopkins i Antek Banderas (SOLIDNY HOLLYWOOD)
Najlepsza
dziewczyna Zorro:
1 1) Catherina Zeta
Jones - Elena (OGIEŃ!)
2 2) Linda Darnell
- Lolita ("WIELKIE OCZY")
3 3) Ottavia
Piccolo – Hortensia (MIMOZA)
Na koniec prywata... zachęcam do polubienia Saloniku na Facebooku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz