The Admiral: Roaring Currents (Myeong-ryangm heui-o-ri ba-da)
Korea Południowa, 2014 r.
Reżyseria: Han-min Kim
„The Admiral:
Roaring Currents”był w zeszłym roku hitem w Korei Południowej. Obejrzało go
prawie 18 milionów Koreańczyków, co sprawiło, że został liderem wszechczasów
pod względem frekwencji kinowej. Nic dziwnego, w końcu opowiada o jednym z
największych militarnych sukcesów w historii. To najlepsza droga, by połechtać narodową dumę.
Jest rok 1597.
Od 5 lat trwa wojna koreańsko-japońska, w której to szala zwycięstwa
przechyliła się na stronę najeźdźców z Japonii. Król ukrywa się w stolicy, a
największy atut, czyli flota morska została rozbita. Pozostało jedynie 12 statków
pod dowództwem Admirała Yi Sun-sin. Ten zaś postanawia stoczyć bitwę z
przeważającymi siłami japońskimi(ok. 300 statków), pomimo strachu wśród
żołnierzy oraz rozkazom powrotu do stolicy.
Można już
stwierdzić, że reżyser Han-min Kim specjalizuje się w widowiskowych filmach
historycznych. Wystarczy wspomnieć jego poprzedni, całkiem niezły, film
przygodowy „Strzałę wojny. Twórcy podeszli do tematu z dużą dbałością o detale
historyczne. Uszyto stroje z epoki, wybudowano 8 prawdziwych rozmiarów
statków(reszta komputerowo generowana). Sama fabuła również jest w większej
części zgodna z zapisami historycznymi. Oczywiście część wydarzeń została
zmieniona, by nadać większego dramatyzmu scenom przed bitwą oraz w czasie samej
bitwy morskiej. Sama potyczka może się wydawać nierealna. Jednak prawdą jest,
że przez większość czasu tylko okręt Admirała odpierał ataki japońskiej floty,
podczas gdy reszta statków ze strachu pozostawała w oddali i dopiero w końcowej
fazie dołączyła do walki. Godzinna bitwa sfilmowana została z dużą gracją,
dzięki czemu ogląda się ją z zapartym tchem. Chociaż przyznam, że wyżej
postawiłbym w hierarchii morskie bitwy z „Pana i Władcy na krańcu świata czy „300:
Początku Imperium”. Trzeba uczciwie dodać, że koreański film powstał za stosunkowo
niewielkie pieniądze w porównaniu do obu tych filmów.
Admirał czuwa |
Zanim wiosła
pójdą w ruch przez pierwszą godzinę filmu trwa wprowadzenie. Napisy początkowe wprowadzają nas w historię
serwując podstawowe informacje. Dowiadujemy się, że Admirał był oskarżony o szpiegostwo
i torturowany przez koreańskie władze. Ostatecznie zdegradowano go ze stopnia
Admirała, lecz pod koniec wojny znowu go awansowano. W końcu był ich najlepszym
strategiem. Na przemian obserwujemy wydarzenia w obozie koreańskim i japońskim.
W tym pierwszym schorowany Admirał staje w obliczu braku morale wśród dowódców
i żołnierzy. Defetyzm i dezercje ukracane są rządami twardej ręki. Ponadto jego
nieliczna armia wzywana jest do obrony stolicy. W obozie japońskim zaś
większość dowódców darzy ogromnym szacunkiem Admirała, który nie raz dał im w
kość. Bojaźliwych dowódców i atak ma poprowadzić uznawany za pirata Gurujima (Ryoo Seung-Ryong), co
prowadzi od delikatnych potyczek słownych do antagonizacji dowódców.
Ryoo Seung-Ryong |
W filmie
brakuje pełnokrwistych postaci. Większość to typowe papierowe, schematyczne
charaktery. Do tego wprowadzono dużą liczbę drugoplanowych postaci, co wprowadza
wyłącznie chaos. Prowadzi to do tego, że uznani koreańscy aktorzy nie mają co grać. Najciekawsza jest postać Admirała, który pomimo wyrządzonego mu
zła przez państwo postanawia je obronić . Czy jest to jego szaleńcza próba
wybielenia imienia? Nie wiadomo, bo twórcy każą największej gwieździe filmu Min
Sik-Choi-owi trwać w niemym zagadkowym spojrzeniu, a gdy już się odzywa to mówi
tak, by nic specjalnie nie powiedzieć. Do tego odejmuje się admirałowi strategicznego
geniuszu, gdyż według twórców to Niebiosa pomogły mu wygrać, a nie znajomość cieśniny
i tytułowych „wyjących prądów”.
Film psuje również
przesadzona ilość patosu i azjatyckiej histerii. Mamy więc powiewającą
podziurawioną flagę Admirała, ratunek nadchodzący w ostatniej chwili z różnych
stron, pompatyczną muzykę. Królem wśród takich scen jest jednak telepatyczne
porozumienie między mężem a jego niemą żoną.
Ostatecznie
film okazuje się zwykłym historycznym freskiem o przekuwaniu strachu w odwagę,
co podkreślane jest wręcz w nieskończoność. Popełnia on podstawowy błąd dla
superprodukcji historycznej. Skupia się na jak najlepszym przedstawieniu bitwy,
a nie na stworzeniu wiarygodnych postaci. Okazuje się w praktyce produktem
nastawionym wyłącznie na widza koreańskiego. Widownia z innych państw raczej
nie będzie w pełni ustatysfakcjonowana tym dziełem.
OCENA (1-5): 3
artykuł autora to przesada. patos, bla bla bla. Chyba autor tego co pisała Filmu nie oglądał, bo przy takiej krytyce nie konstruktywnej to Ja bym dał temu filmowi ocenę 1, a nie 3 na 5. brak zrozumienia kultury, brak zrozumienia koloryzacji dla uatrakcyjnienia kina. Uważam, że ci co go ten film, będą zadowoleni i usatysfakcjonowani... Są błędy, ale Jato oglądałem jak Sensacje XX wieku i polecam ten film. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDlaczego miałbym dawać 1, skoro film chwalę za epickość bitwy? Równie dobrze mógłbym skontrować i napisać tokiem myślenia twórcy/twórczyni komentarza, że nie czytałeś/aś recenzji.
UsuńA do samego patosu, jako zabiegu filmowego nic nie mam, jedynie do nadmiernego go wykorzystywania czego przykładem jest Admirał właśnie. Różne są skale tolerancji, mój został przekroczony.
Pozdrawiam
Salonik Filmowy
ile w swoim (jakże krótkim) życiu obejrzałeś filmów z dalekiego wchodu ??
OdpowiedzUsuńmi w ostatnim pół-roczu zdarzyło się obejrzeć ponad setkę a od 17 lat ponad 4 tysiące ...
i powiem ci że o wiele bardziej poznałem mentalność i epopeizm skośnookich niż ty po paru filmach które obejrzałeś ...
i tak na przyszłość - jeśli na czymś sie nie znasz - a na filmach dalekiego wschodu się nie znasz - to odpuść sobie bo jedynie co to się błaźnisz
dla mnie film 7/10
Licytowanie się kto obejrzał więcej filmów jest raczej pozbawione sensu i nie do udowodnienia. Mogę jedynie pogratulować takiej kolekcji obejrzanych dzieł. Natomiast nie wiem skąd wnioskujesz, że obejrzałem jedynie "pare filmów". Po ocenie "Admirała"?
UsuńCałe życie przede mną, więc może kiedyś osiągnę twój Anonimowy kolego poziom "zrozumienia mentalności i epopeizmu" i wtedy będę godzien, żebyś czytał moje opinie o filmach Azjatyckich. Szkoda, że sam nie napisałeś jakiegoś merytorycznego komentarza, ale cóż masz jeszcze szansę, o ile wpadniesz jeszcze na mojego bloga.
Pozdrawiam i dzięki za opinię :)