niedziela, 11 stycznia 2015

The Admiral: Roaring Currents - 2014 r. - recenzja

The Admiral: Roaring Currents (Myeong-ryangm heui-o-ri ba-da)
Korea Południowa, 2014 r.
Reżyseria: Han-min Kim




„The Admiral: Roaring Currents”był w zeszłym roku hitem w Korei Południowej. Obejrzało go prawie 18 milionów Koreańczyków, co sprawiło, że został liderem wszechczasów pod względem frekwencji kinowej. Nic dziwnego, w końcu opowiada o jednym z największych militarnych sukcesów w historii. To najlepsza droga, by połechtać narodową dumę.

Jest rok 1597. Od 5 lat trwa wojna koreańsko-japońska, w której to szala zwycięstwa przechyliła się na stronę najeźdźców z Japonii. Król ukrywa się w stolicy, a największy atut, czyli flota morska została rozbita. Pozostało jedynie 12 statków pod dowództwem Admirała Yi Sun-sin. Ten zaś postanawia stoczyć bitwę z przeważającymi siłami japońskimi(ok. 300 statków), pomimo strachu wśród żołnierzy oraz rozkazom powrotu do stolicy.

Można już stwierdzić, że reżyser Han-min Kim specjalizuje się w widowiskowych filmach historycznych. Wystarczy wspomnieć jego poprzedni, całkiem niezły, film przygodowy „Strzałę wojny. Twórcy podeszli do tematu z dużą dbałością o detale historyczne. Uszyto stroje z epoki, wybudowano 8 prawdziwych rozmiarów statków(reszta komputerowo generowana). Sama fabuła również jest w większej części zgodna z zapisami historycznymi. Oczywiście część wydarzeń została zmieniona, by nadać większego dramatyzmu scenom przed bitwą oraz w czasie samej bitwy morskiej. Sama potyczka może się wydawać nierealna. Jednak prawdą jest, że przez większość czasu tylko okręt Admirała odpierał ataki japońskiej floty, podczas gdy reszta statków ze strachu pozostawała w oddali i dopiero w końcowej fazie dołączyła do walki. Godzinna bitwa sfilmowana została z dużą gracją, dzięki czemu ogląda się ją z zapartym tchem. Chociaż przyznam, że wyżej postawiłbym w hierarchii morskie bitwy z „Pana i Władcy na krańcu świata czy „300: Początku Imperium”. Trzeba uczciwie dodać, że koreański film powstał za stosunkowo niewielkie pieniądze w porównaniu do obu tych filmów.
Admirał czuwa

Zanim wiosła pójdą w ruch przez pierwszą godzinę filmu trwa wprowadzenie.  Napisy początkowe wprowadzają nas w historię serwując podstawowe informacje. Dowiadujemy się, że Admirał był oskarżony o szpiegostwo i torturowany przez koreańskie władze. Ostatecznie zdegradowano go ze stopnia Admirała, lecz pod koniec wojny znowu go awansowano. W końcu był ich najlepszym strategiem. Na przemian obserwujemy wydarzenia w obozie koreańskim i japońskim. W tym pierwszym schorowany Admirał staje w obliczu braku morale wśród dowódców i żołnierzy. Defetyzm i dezercje ukracane są rządami twardej ręki. Ponadto jego nieliczna armia wzywana jest do obrony stolicy. W obozie japońskim zaś większość dowódców darzy ogromnym szacunkiem Admirała, który nie raz dał im w kość. Bojaźliwych dowódców i atak ma poprowadzić uznawany za pirata Gurujima (Ryoo Seung-Ryong), co prowadzi od delikatnych potyczek słownych do antagonizacji dowódców.
Ryoo Seung-Ryong

W filmie brakuje pełnokrwistych postaci. Większość to typowe papierowe, schematyczne charaktery. Do tego wprowadzono dużą liczbę drugoplanowych postaci, co wprowadza wyłącznie chaos. Prowadzi to do tego, że uznani koreańscy aktorzy nie mają co grać. Najciekawsza jest postać Admirała, który pomimo wyrządzonego mu zła przez państwo postanawia je obronić . Czy jest to jego szaleńcza próba wybielenia imienia? Nie wiadomo, bo twórcy każą największej gwieździe filmu Min Sik-Choi-owi trwać w niemym zagadkowym spojrzeniu, a gdy już się odzywa to mówi tak, by nic specjalnie nie powiedzieć. Do tego odejmuje się admirałowi strategicznego geniuszu, gdyż według twórców to Niebiosa pomogły mu wygrać, a nie znajomość cieśniny i tytułowych „wyjących prądów”.

Film psuje również przesadzona ilość patosu i azjatyckiej histerii. Mamy więc powiewającą podziurawioną flagę Admirała, ratunek nadchodzący w ostatniej chwili z różnych stron, pompatyczną muzykę. Królem wśród takich scen jest jednak telepatyczne porozumienie między mężem a jego niemą żoną.

Ostatecznie film okazuje się zwykłym historycznym freskiem o przekuwaniu strachu w odwagę, co podkreślane jest wręcz w nieskończoność. Popełnia on podstawowy błąd dla superprodukcji historycznej. Skupia się na jak najlepszym przedstawieniu bitwy, a nie na stworzeniu wiarygodnych postaci. Okazuje się w praktyce produktem nastawionym wyłącznie na widza koreańskiego. Widownia z innych państw raczej nie będzie w pełni ustatysfakcjonowana tym dziełem.

OCENA (1-5): 3


4 komentarze:

  1. artykuł autora to przesada. patos, bla bla bla. Chyba autor tego co pisała Filmu nie oglądał, bo przy takiej krytyce nie konstruktywnej to Ja bym dał temu filmowi ocenę 1, a nie 3 na 5. brak zrozumienia kultury, brak zrozumienia koloryzacji dla uatrakcyjnienia kina. Uważam, że ci co go ten film, będą zadowoleni i usatysfakcjonowani... Są błędy, ale Jato oglądałem jak Sensacje XX wieku i polecam ten film. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego miałbym dawać 1, skoro film chwalę za epickość bitwy? Równie dobrze mógłbym skontrować i napisać tokiem myślenia twórcy/twórczyni komentarza, że nie czytałeś/aś recenzji.
      A do samego patosu, jako zabiegu filmowego nic nie mam, jedynie do nadmiernego go wykorzystywania czego przykładem jest Admirał właśnie. Różne są skale tolerancji, mój został przekroczony.
      Pozdrawiam
      Salonik Filmowy

      Usuń
  2. ile w swoim (jakże krótkim) życiu obejrzałeś filmów z dalekiego wchodu ??
    mi w ostatnim pół-roczu zdarzyło się obejrzeć ponad setkę a od 17 lat ponad 4 tysiące ...
    i powiem ci że o wiele bardziej poznałem mentalność i epopeizm skośnookich niż ty po paru filmach które obejrzałeś ...
    i tak na przyszłość - jeśli na czymś sie nie znasz - a na filmach dalekiego wschodu się nie znasz - to odpuść sobie bo jedynie co to się błaźnisz
    dla mnie film 7/10

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Licytowanie się kto obejrzał więcej filmów jest raczej pozbawione sensu i nie do udowodnienia. Mogę jedynie pogratulować takiej kolekcji obejrzanych dzieł. Natomiast nie wiem skąd wnioskujesz, że obejrzałem jedynie "pare filmów". Po ocenie "Admirała"?
      Całe życie przede mną, więc może kiedyś osiągnę twój Anonimowy kolego poziom "zrozumienia mentalności i epopeizmu" i wtedy będę godzien, żebyś czytał moje opinie o filmach Azjatyckich. Szkoda, że sam nie napisałeś jakiegoś merytorycznego komentarza, ale cóż masz jeszcze szansę, o ile wpadniesz jeszcze na mojego bloga.
      Pozdrawiam i dzięki za opinię :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...