piątek, 6 listopada 2015

Spectre (2015 r.) - Farewell Mr. Craig

Spectre
USA, Wielka Brytania - 2015 r.
Reżyseria: Sam Mendes


Wraz z pojawieniem się na ekranie napisów końcowych „Spectre” napływa poczucie rozczarowania. Winnymi tego stanu należy jednak obarczyć poprzednie odsłony serii z Danielem Craigiem, gdyż te ustawiły „Spectre” poprzeczkę bardzo wysoko. Pozostając przy lekkoatletycznej dyscyplinie, to bondowską tetralogię z Danielem Craigiem porównać można z konkursem skoku wzwyż. „Casino Royale”, „Quantum of Solace”, „Skyfall” to kolejne udane próby (no, powiedzmy, że przy „QoS” było blisko strącenia), a konkurs o mistrzostwo kina sensacyjnego zostaje wygrany. Podchodzą więc ze „Spectre” do ostatniej próby, pobicia rekordu, aby udokumentować swoją wyższość. Niestety są zbyt rozluźnieni i strącają poprzeczkę. A ja muszę się poznęcać.


Pierwszym sygnałem, że coś poszło źle, jest zaprezentowana po udanej sekwencji początkowej obleśna czołówka i jedna z najsłabszych piosenek w pięćdziesięcioletniej historii agenta 007. Alarm ostrzega słusznie, a w kolejnych minutach głównym źródłem nieszczęść jest pastiszowa konwencja i brak pomysłu na powrót do klasycznych elementów znanych z przygód Bonda. Mendes odcina się tonacją od poprzedników, bo po trzech „poważnych” Bondach postawił w „Spectre” na luźniejszą odsłonę. To trochę tak, jakby Nolan postanowił do swojej trylogii o Batmanie dokooptować kontynuację odwołującą się do „Batman zbawia świat” z 1966 r. Oczywiście sama zmiana nie jest gwarantem klęski, lecz pastisz w wykonaniu scenarzystów „Spectre” to drętwe dialogi oraz co raz absurdalniejsze sekwencje pościgów z puentą w postaci uśmieszku na twarzy Bonda. W ten sposób film nie jest w stanie nabrać odpowiedniego luzu. Złym pomysłem jest również ślamazarnie zazębiająca się dwutorowa narracja (Bond śmiga po świecie, M w Londynie zmaga się z reorganizacją służb specjalnych).


Craig udowadnia, że kompletnie nie odnajduje się w nowej konwencji. Tak jak doskonale jego dresiarska prezencja komponowała się z Bondem brutalnym, oschłym, cierpiącym, tak w „Spectre” jest obły, mdły i zagubiony, a na dodatek film obnaża jego sztywność. Jego metodą na Agenta JKM jest grymas (mrużenie oczu i „dziubek”), który ma udawać samozadowolenie, a przypomina bardziej ból brzucha z reklam farmaceutyków.

Zawodzą również nowe twarze w „Spectre”. Krzysiek Waltz wyłącznie się wygłupia (czyżby syndrom Deppa?), a bohaterka odgrywana przez Seydoux nie ma charakteru na miarę Vesper Lynd. Dołączam również do zawiedzionych małą rolą Monici Bellucci. Ale co w takim razie ma powiedzieć Stephanie Sigman („Narcos”, „Miss Bala”)? Powyższego problemu nie byłoby, gdyby te  role, zgodnie z bondowskim kanonem, dostały ładne modelki. Bo zatrudnianie do roli ozdób uznanych i utalentowanych aktorek woła o pomstę do nieba. Najlepiej wypadają M (Fiennes), Q (Wishaw),  (Harris) ,lecz ich występy są równie zmarginalizowane.


Pomimo tych wad „Spectre” nadal należy do ekstraklasy kina sensacyjnego. Spore wrażenie robi scena otwierająca w Meksyku, bójka w pociągu, pościgi. Co by nie mówić o fabule, to nie pozwala się nudzić przez dwie godziny z hakiem. Akcja przemieszcza się z miejsca na miejsce, Bond nie ma chwili spokoju, a my oglądamy to w świetnych ujęciach Hoyte van Hoytema (absolwent łódzkiej filmówki).

Niestety „Spectre” jest zbiorem zbyt wielu złych pomysłów. Najdłuższy film w historii Bonda staje się więc synonimem „lania wody”. Czy to konsekwencja opłacenia, aż czterech scenarzystów? Pewnie tak.  A co do Craiga, to w kulminacyjnej scenie ustami Bonda stwierdza: „Mam coś lepszego do roboty”. Mi się wydaje, że to zdanie powinno brzmieć „Znajdźcie kogoś lepszego do tej roboty”.

OCENA (1-5): 3 :(





5 komentarzy:

  1. 'Writing on the Wall' nie jest złą piosenką, bez przesady :) ale czołówka fatalna, to racja. Waltz... wydaje mi się, że utrwalił się wizerunek aktora doskonałego, a on najzwyczajniej w świecie umie grać na jednej konwencji, nic innego. Mam podobne odczucia co do całego filmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może złą piosenką nie jest (słabą jak dla mnie),ale jest na pewno złą bondowską piosenką.
      A Waltza nie jestem jakimś wielkim fanem, w Bękartach Wojny aż tak się nim nie zachwycałem, jak cały świat... po prostu dobry aktor, który jest chyba zakładnikiem jednej roli

      Usuń
  2. Dzięki za ciekawostkę w postaci absolwenta łódzkiej filmówki. Rzecz warta zapamiętania i przekazywania dalej :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że blog idzie pełną parą, dawno nie zaglądałam i u siebie też nic nie pisałam :( Bardzo ciekawa recenzja, ja właśnie obawiam się Spectry ogólnie nie przepadam za Craigiem w tej odsłonie, zresztą w ogóle za jego kreacjami... Myślę, że wynudziłabym się na tym niemiłosiernie, a nadmienię, że obecnie oglądam wszystkie części Bonda od początku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już wszystkie Bondy mam za sobą (no oprócz starej, komediowej wersji Casino Royale). A blog idzie raczej jak stara ciuchcia, spokojnie do przodu :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...