Unlucky
Plaza
Singapur, 2014
Reżyseria: Ken Kwek
Kontrowersyjny reżyser, którego poprzedni
film(zlepek 3 krótkometrażówek) został zakazany w Singapurze i Malezji? To jest
marketing, który na mnie działa. Do tego miałem świeżo w pamięci seans świetnego
singapurskiego „Ilo Ilo”(o samym Singapurze + recenzja) i chciałem sprawdzić,
czy na naszych oczach rośnie nowy filmowy „azjatycki tygrys”. W ten właśnie sposób
obejrzałem pełnometrażowy debiut Ken Kwek’a pt. „Unlucky Plaza”. Film inspirowany prawdziwą historią .
Tytułowy „pechowy sklep”, to centrum handlowe
Lucky Plaza, w którym sporą klientelą byli imigranci z Filipin. W tej oto „singapurskiej
Arkadii” swoją restaurację ma Filipińczyk Onassis Hernandez(Jeffrey Quizon). Niestety żadne
kuchenne rewolucje nie pomogą, jeśli poprzedni chiński kucharz defekował do
garów i zatruł salmonellą kilka osób. Pozostałe postacie, to małżeństwo Terence
Chia vel Sky(Adrian Pang) i Michelle(Judee Tan). On, były aktor, teraz
prowadzi szarlatańskie wykłady o giełdzie, niczym Wilk z Wall Street. Ona,
nauczycielka, szczęście odnajduje w romansie z księdzem/pastorem Tong Wen(Przetłumaczono
jego profesję, jako „chrześcijańskiego księdza„, więc nie wiem czy był
katolikiem czy protestantem). Łączy ich jedno: kłopoty finansowe. Restaurator,
samotnie wychowuje syna i ledwie mu starcza na czynsz. Wilk jest zapożyczył się
u lichwiarzy z Chin na ponad 400,000$. A jego żona chce uciec z księdzem, ale
specjalnie nie ma za co kupić biletu lotniczego i pokoju w hotelu. I to wątek
żony rozpocznie spiralę przemocy, kiedy oszuka Onassis'a zabierając mu 10,000$
za pół roku wynajmu mieszkania, w którym nigdy nie miał zamieszkać.
Starałem się możliwie najbardziej skrócić ten
długi ten opis. Ale to już wina ekspozycji, która trwa przez pierwszą połowę
filmu, o ile nie dłużej. Powoli układają się scenariuszowe puzzle zanim
doczekamy się sedna filmu. Cóż mnie ten podział pół na pół mocno zmęczył i z
poczucia znudzenia oraz odliczania czasu do końca seansu nie wyrwał mnie nawet
padający strzał.
Gatunkowo jest to typowa czarna komedia, z
elementami satyry społecznej oraz lekko zmienionym schematem „hostage movie”.
Jak to bywa w komediach, trafiają się zabawne momenty, lecz jak dla mnie w
większości sceny są przeszarżowane. Ostrze satyry wymierzone jest w klasę
średnią, życia na pokaz oraz częściowo na spektakle medialne w 24-godzinnych
telewizjach oraz serialowość tematów(film przerywają wypowiedzi z przyszłości,
kiedy postaci spowiadają się medialnie u odpowiednika Ewy Drzyzgi). Film
wyśmiewa również rygorystyczny system prawny Singapuru. Rodowici Singapurczycy,
co chwilę przywołują na widok broni palnej tezę o „najbezpieczniejszym mieście
na świecie”, gdzie nikt nie nosi broni, oprócz policji lub bandziorów. Co do
zmiany schematu w filmach o zakładnikach, to sympatię wzbudza osoba porywacza,
a nie zakładników. Jego jedynym planem jest odlot helikopterem z synem, który
wyśmiewa policyjny negocjator, stwierdzając, że „to nie Hollywood”. Do tego później część zakładników zaczyna
współpracować z Onassisem z własnej woli i pomaga mu podjąć właściwą decyzję. W
końcu sam sprawca zamieszania w swoim filmiku przesłanym na Youtube’a, jako
winnych sytuacji wskazuje osoby obklejone taśmą.
Przyczyna kategorii +18 ? |
Cóż w Singapurze muszą być wysokie restrykcje
w kategoriach wiekowych. Sam film oprócz licznych przekleństw, „grzesznego” romansu
księdza, jednej odciętej dłoni ogromnym tasakiem(samego aktu sprawczego nie oglądamy w pełnej krasie) nie zawiera raczej nic, co można by uznać za kontrowersyjne. A film
otrzymał w swojej ojczyźnie kategorię +18. Możliwe, że rygorystyczne zasady
sprawiły, że jak dla mnie jest nieudany już
na samym podstawowym poziomie, czyli zaciekawienia widza od początku do końca
seansu. Lecz wielu osobom na sali bardzo się podobał, wzbudzając głośne wybuchy
śmiechu oraz krótkie oklaski na koniec. Cóż tematyka nawet luźno związana z kryzysem finansowym jest obecnie na topie.
Niniejszy film jest pokazywany na Warszawskim Festiwalu Filmowym w Konkursie Międzynarodowym(konkurs główny). W mojej skromnej opinii jednak nie wróżę mu
szans na wygraną. Jutro i pojutrze kolejne recenzje z WFF: Timbuktu oraz Beznadziejni(Futureless things).
OCENA (1-5): 2,5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz