Son yeo (Steel Cold Winter)
Korea Południowa, 2014
Reżyseria: Jin-sung
Choi
Pewnego dnia z Seulu do niewielkiego miasteczka
przeprowadza się Yoon-Soo. Jego pochodzenie ze stolicy sprawia, że zostaje dość
ciepło przyjęty. Jego uwagę zwraca Hae-Won, dziewczyna z ostatniej ławki, która
jest miejscowym obiektem plotek.
I plotka staje się jednym z tematów
przewodnich filmu. To ona jest katalizatorem wszystkich działań i wpływa na
relacje w wiosce. Małomiasteczkowa społeczność, gdzie wszyscy się znają i każdy
chce wszystko wiedzieć, najlepiej przedstawiono w czasie oględzin miejsca
zbrodni, na które każdy może wejść, a taśmy policyjne odgradzające służą jako
dekoracja. A plotkują wszyscy.
To z
powodu rozsiewania zmyślonych historii, które popchnęły do samobójstwa jego kolegę,
na prowincję zesłany zostaje chłopak. Szansę na odkupienie win Yoon-Soo odnajduje
w izolowanej przez społeczność dziewczynie z biednej rodziny. Krążą pogłoski,
że jest wiedźmą(zna tajemnice mieszkańców), albo że sypia z chorym psychicznie
ojcem. Widząc analogię do wydarzeń z Seulu i chęć dziewczyny do emigracji z
ziemskiego padołu, postanawia się do niej zbliżyć. Dziewczyna chowa jednak
przed światem tajemnicę, która doprowadzi pod koniec do radykalnych rozwiązań.
Chłopaka dręczą traumatyczne wspomnienia i
wyrzuty sumienia. Objawiają się one nieznośnym dźwiękiem płaczących świń.
Zwierzęta te w kulturze koreańskiej symbolizują raczej pomyślność, natomiast w „Son-yeo”
nawet dla nich nie ma przyszłości. Zimowa sceneria oznaczać może tylko jedno:
Śmierć, która w odpowiednim czasie zbierze swoje żniwo. Wśród ludzi i zwierząt.
Zły i nieunikniony los przenika więc każdy kadr. Jak dla mnie połączenie wątku
świń z poczuciem winy bohatera było zbyt karkołomnych połączeniem, któremu
reżyser nie miał szans sprostać. Dlaczego? Bo jak inaczej, jak nie w kategoriach
śmieszności, traktować powracające w stresogennych sytuacjach wycie zabijanych
świń w uszach głównego bohatera.
Sama tajemnica, którą kryje dziewczyna i miasteczko zostało w
kinie oklepane aż do bólu. Rażą też sztuczne konflikty przedstawione gdzieś w
połowie filmu między chłopakiem a dziewczyną, które jak na huśtawce przechodzą
z miłości do nienawiści. Wystarczy jedna sekwencja: Yoon-Soo na randce daje
prezent, by za chwilę z niej uciec i kablować na policji, a potem przepraszać.
Jak w jakieś słabej telenoweli.
Cóż „Son-yeo” zawodzi, a głównym tego powodem
jest słaby scenariusz i wydumany koncept. Jedynym blaskiem w tej produkcji są
aktorzy(Kim Yoon-Hye i Kim Shi-hoo, znany z „Pani Zemsty”), którzy robią co
mogą, by nadać życie napisanym postaciom i historii oraz mroczna zimowa
sceneria.
OCENA
(1-5): 2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz