2030: Woda
(Nuoc)
Wietnam, USA – 2013 r.
Reżyseria: Minh
Nguyen-Vo
Z komputerowych wizualizacji we wstępie
dowiadujemy się, że Wietnam znajduje się w grupie państw zagrożonych zmianami
klimatycznymi związanymi z ociepleniem klimatu i wzrostem poziomu mórz. Twórcy
przedstawiają nam Wietnam 2030 roku, którego terytorium zostało w większości zalane.
Na terenach, które przejęło morze pozostało niewiele osób. My poznajemy pewną
parę: Thi i Sao, która postanowiła żyć w chatce na morzu i opiekować się swoją „ziemią”.
Obserwujemy codzienne czynności tych „wodnych rolników”. Pewnego dnia chłopak ginie niedaleko "pływającej" farmy
jednej z korporacji. Dlaczego? Na to pytanie odpowiedzi szuka jego dziewczyna.
Sam wątek kryminalny jest jednak pretekstem do rozwijania historii miłosnych
Sao.
Do tego filmu podszedłem z dużym
zainteresowaniem, gdyż łączy tematykę świata postapokaliptycznego i
science-fiction. Podobne połączenie
nasuwać może skojarzenie z hollywoodzkim kiczem, czyli „Wodnym światem” z
Kevinem Costnerem. Zaś przyszłość, zmiany klimatyczne, zatopione tereny i kino
artystyczne mieliśmy również w nominowanych do Oscara „Bestiach z południowych
krain”, uroczej i subtelnej opowieści z perspektywy małej dziewczynki. Z racji
budżetowych i realizacyjnych 2030: Wodzie bliżej jest oczywiście do tego
drugiego tytułu. I to chyba jedyne co łączy oba tytuły. Bo w „2030: Wodzie” są
oczywiście piękne zdjęcia, lecz brakuje ciekawych postaci i dobrze opowiedzianej
historii. Jest to tak mało interesujący film, że na własnej skórze doświadczyłem
relaksującego działania szumu morza, fal, błękitnego koloru nieba i wody… i
miałem po raz pierwszy w kinie małą drzemkę. Obejrzałem jednak filmu tyle, że z
pełną odpowiedzialnością mogę wystawić ocenę. Jeśli coś ważnego przegapiłem gdzieś w
połowie filmu, to proszę dać znać.
Plan czasowy jest nielinearny. Reżyser
stosuje dużo retrospekcji. Na równi z ludźmi bohaterem filmu staje się woda.
Jednak nie można mówić o cywilizacji morskiej, gdyż większość ludności mieszka
na terenach lądowych. Rytm filmu wyznacza natura. Początkowo akcja jest powolna
jak morskie fale spokojnego dnia, by w finale delikatnie przyspieszyć, gdy
tajfun się zbliża a film zbliża się do thrillera. Całość ma raczej kameralny
charakter, więc zdziwiony byłem, gdy nagle jedna ze scen końcowych pokazuje kiczowate
komputerowo wygenerowane zatopione nowoczesne miasto, które inspirowane było
chyba tym, ze Spielbergowskiej „A.I. Sztucznej Inteligencji”.
Cóż „2030: Woda” to przykład, że sam pomysł i fajne
zdjęcia to nie wszystko, bo gdy brak historii wciągającej lub angażującej w
minimalnym stopniu to zdarzają się takie przypadki jak mój.
Ocena(1-5): 2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz