Labirynt
kłamstw (Im Labyrinth des Schweigens)
Niemcy – 2014 r.
Reżyseria: Giulio
Ricciarelli
Johann Radmann(Alexander Fehling) jest młodym
prokuratorem, który otrzymuje głównie proste sprawy o wykroczenia drogowe. Pewnego
dnia przysłuchuje się, jak dziennikarz T. Gnielka(Andre Szymanski) rozpętuje awanturę na
korytarzach prokuratury. Pismak jest wkurzony, że nikt nie chce zająć się
sprawą strażnika z Auschwitz, który obecnie uczy w szkole dzieci. Johann z
czystej ciekawości oraz wbrew kolegom z prokuratury postanawia zbadać sprawę
obozu Auschwitz. A my możemy mu już
współczuć, bo wiemy co odkryje.
Labirynt kłamstw to przykład
filmu traktującego o historii poprzez kino gatunkowe. W tym przypadku skorzystano z formuły thrillera, a nawet elementów kina szpiegowskiego. Bo odkrywanie
tajemnicy o Auschwitz jawi się w filmie jak dekonspiracja dużego spisku. Śledztwo
często napotyka na mur milczenia i brak pomocy. Młody prokurator przesłuchując
byłych więźniów i wertując pilnowane przez Amerykanów archiwa odkrywa
przerażającą prawdę. Wpędza go ona w obłęd bezkompromisowości niczym
Macierewicza, a RFN widzi jako dziesięciomilionową nazistowską hydrę, którą
należy powsadzać do więzień. Cały jego świat wywraca się do góry nogami,
pojawiają się koszmary, a alkohol nie daje ukojenia.
Ciekawym wątkiem „Labiryntu
kłamstw” jest to, że prawda o obozie koncentracyjnym okazała się być ukrywaną w
powojennym RFN i to z polecenia najwyższych władz. Na pytanie o Auschwitz
ludzie z 1958 r. mają trzy odpowiedzi: „nie wiem o co chodzi”, „zwykły obóz tak
jak aliancki”, „aliancka propaganda – zwycięzcy piszą historię”. Niemcy Zachodnie
jawią się jako państwo, gdzie ustanowiono narodową amnestię i amnezję. Alianci przeprowadzili pozorną denazyfikację
kraju, a Norymberga to pic na wodę, gdzie winą za wszystko obarczono wyłącznie część
wysoko postawionych nazistów. A ci notable systemu (w filmie Mengele), którzy
nie dali się złapać posiadają immunitet od nowych władz i swobodnie podróżują
między Ameryką Południową a Niemcami. Natomiast zwykli, przeciętni funkcjonariusze totalitarnego sysytemu byli
potrzebni, jako uzupełnienie kadr, w podzielonym po wojnie kraju.
„Labirynt kłamstw” to produkt wysokiej
jakości. Aktorsko film stoi na solidnym poziomie. Momenty ckliwe równoważą
elementy humorystyczne, wynikające ze sporej naiwności życiowej bohatera. Tak
jak w niedawno recenzowanym przeze mnie hiszpańskim „La isla minima”, w niemieckim
filmie również kwestię rozliczeń z niechlubną przeszłością wtłoczono w kino
gatunkowe. I w obu przypadkach filmom wyszło to na dobre.
OCENA
(1-5): 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz