środa, 10 czerwca 2015

Mad Max: Fury Road (Mad Max: Na drodze gniewu" - 2015 r. - recenzja

Mad Max: Fury Road (Mad Max: Na drodze gniewu)
Australia, USA – 2015 r.
Reżyseria: George Miller



Prawie 30 lat. Tyle czasu dzieli „Pod kopułą gromu” oraz „Na drodze gniewu”. Ten czas George Miller spędził kręcąc: czarną komedię fantasy („Czarownice z Eastwick”), dramat z serii „prawdziwych historii”(„Olej Lorenza”) oraz poświęcając się kinu familijnemu(„Babe – świnka w mieście”, dylogia „Happy Feet”). A więc tworząc filmy będące na antypodach jego wcześniejszej twórczości, trylogii postapokaliptycznego kina akcji, która uczyniła go sławnym na cały świat. Wielu zapewne narzekało, iż „nie powinno wchodzić dwa razy do tej samej rzeki”(przy okazji błędnie rozumiejąc Heraklita z Efezu) i przywoływało w pamięci nową trylogię George’a Lucasa, trylogię „Hobbita” Petera Jacksona, sequel „Głupiego i głupszego” braci Farrelly albo powroty aktorów Bruce’a Willisa(„Szklana pułapka”) i Sylvestra Stallone(„Rambo”). Na nasze szczęście Miller powrócił do swoich filmowych źródeł i sprawił nam świetne kino. Aż zaczynam wierzyć, że inni twórcy wracający do swoich klasyków nie zawiodą – np. Kevin Smith i jego „Clerks 3” albo Ridley Scott i „Łowca androidów 2”(chociaż w tym przypadku R.S odpowiada wyłącznie za scenariusz).

„Mad Max: Na drodze gniewu” dzięki fantastycznym zwiastunom przedstawiał się jako nietuzinkowa produkcja, co najmniej wybitna wizualnie. Nie miałem żadnych wątpliwości, aby umieścić nowy film Millera na blogowej liście najbardziej oczekiwanych. Przyszedł w końcu upragniony seans i potwierdzam wszechobecne opinie, gdyż jest kilka rzeczy, którymi można się zachwycić.
Postapokaliptyczni punkowcy są zawsze w pytkę!

Nowy „Mad Max” to przede wszystkim jeden monstrualny pościg, który w aktualizowanych rankingach „najlepszych pościgów filmowych wszechczasów” będzie zajmował wysoką, o ile nie pierwszą lokatę. Sam nie jestem szczególnym fanem tego typu atrakcji w filmach, może dlatego, że najczęściej są takie same, sztampowe i przewidywalne. Sam pomysł i wygląd maszyn to oczywiście powtórka z poprzednich odsłon przygód Maxa Rockatansky’ego. Tam również w pustynny pył zamieniały się krwawiące ogniem pojazdy i zapewne właśnie tak wyglądałby „Wojownik szos”, gdyby w latach 80-tych istniały obecne możliwości i Miller miał podobny budżet.  Natomiast na tytułowej „Drodze gniewu” nie zdarzają się wyłącznie kraksy pojazdów. Pościg okazuje się nie tylko rajem dla kaskaderów, ale i dla widza. Millerowi należy się hołd, gdyż sprawił, że z wypiekami na twarzy oglądamy jak postapokaliptyczne maszyny jadą prosto! Bo pustynia to bezkresny ocean piasku, a nie miasto, pełne uliczek, zakrętów. Wyścig uatrakcyjniają więc pomniejsze potyczki o fantastycznej choreografii, wystrzałowe pomysły (postapokaliptyczna armia z orkiestrą!), świetne połączenie plenerów oraz efektów specjalnych oraz ciągłe rozwijanie przedstawianego uniwersum.

Max A.D 2015 ma również nową twarz w osobie Toma Hardy’ego.  Wiąże się to z tym, że z ekspresyjnego, w wersji Mela Gibsona, został przemieniony w mrukliwego i stonowanego. Może dlatego pojawiają się narzekania, że nie jest postacią pierwszoplanową. Cóż Max mówi mało, głównie mruczy(powtórka Hardy’ego z „Lawless”?) oraz występuje w roli pomocnika Furiosy. Dodajmy do tego całą galerię dziwaków z filmu i nic dziwnego, że Max może się mało wyróżniać, a przydomek „Mad” [(pl.) szalony] wręcz mało adekwatny. Pomimo nawiedzania go przez duchy przeszłości wydaje się być najnormalniejszym gościem w tym pokręconym świecie. Natomiast pod względem czasu ekranowego na pewno jest postacią główną, tak samo jak Furiosa, z którą się uzupełnieniają.   
"No, dziewczyny, szacun. Jesteście bardziej szalone niż ja"
Skoro o Furiosie mowa, to i czas na wątek kobiecy. Oczywiście „ładunek”, czyli piękne nałożnice Nieśmiertelnego Joe, ma lśnić urodą i stanowić kontrast dla tłumów dziwolągów i zdeformowanych twarzy. I aktorki-modelki wywiązują się dobrze z tego prostego zadania. Aktorsko błyszczy zaś Charlize Theron. Jej gra jest wyważona, emocje i bagaż cierpienia potrafi zaprezentować samymi oczami. Wystarczy w nie spojrzeć, by zrozumieć tą postać. Furiosa posiadła także moc filmową dotychczas zarezerwowaną przez mężczyzn. To ona pcha ciężarówkę z błota. To ona trafia z karabinu w cel, którego nie mógł trafić Max, przy okazji opierając broń na jego ramieniu. Nie da się nie zauważyć feministycznego wydźwięku, ale też nie jest on nachalny. Wracając na chwilę do aktorów to Nicholas Hoult kolejny raz po "Warm bodies" potwierdził, że świetnie wypada, gdy ma na sobie blady makijaż.

Cóż „Mad Max’a: na drodze gniewu” trzeba po prostu koniecznie zobaczyć. To jeden z najlepszych filmów 2015 roku. Do kina marsz! 

OCENA(1-5): 4




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...