czwartek, 9 października 2014

Filmy z liczbami w tytule (14 ostrzy ; 36)

Wyjątkowo w jednej notce zostaną ocenione dwa filmy z Azji. Jeden typowo komercyjny a drugi artystyczny, ze specyficznym autorskim językiem.  Jak przeczytacie poniżej nie trafiły zbytnio w moje gusta, więc uznałem że nie będę poświęcał im za dużo swojej energii życiowej.  

Na pierwszy ogień idzie:

14 ostrzy (Jin yi wei)
Chiny, Hongkong, Singapur – 2010 r.
Reżyseria: Daniel Lee


Po filmie „Trzy Królestwa: wskrzeszenie smoka” wpisałem na listę do obejrzenia  kilka filmów autora ocenianego filmu, który ma w dorobku choćby Czarną Maskę z Jet’em Li. 14 ostrzy to nowa wersja "Tajnej gwardii cesarza" z 1984 r. Lee tak bardzo zawierza estetyce i stylistyce archaicznego kina akcji, że film wygląda jak żywcem wyjęty z lat 80-tych.

Tytułowe 14 ostrzy to broń cesarskiej gwardii, która mówiąc językiem współczesnym, była służbami specjalnymi, funkcjonującymi ponad prawem. Qinglong(pamiętny z Ip Man Donnie Yen) jest jednym z wyżej postawionych funkcjonariuszy w tej jednostce wyszkolonych zabójców. Jednak w wyniku gier na dworze cesarza, faktyczną władzę obejmuje jeden z  eunuchów, który postanawia pozbyć się lojalnych cesarzowi postaci. Z powodu „afery pieczęciowej” Quinglong musi uciekać i wymierzyć sprawiedliwość wrogom cesarstwa.

Cóż nie brzmi to zbyt wyszukanie. I zgodnie z faktami jest to typowy film akcji. W końcu Donnie Yen w takich obrazach się specjalizuje. I byłoby dobrze, gdyby skupiono się wyłącznie na tym gatunku. Niestety do akcji dodano "bardzo ważny" wątek melodramatyczny, który przejmuje kontrolę nad filmem. Cóż Qinglong i jego zakładniczka(!) powoli budują swoją więź. Przejście przez te wątki są katorgą, bo między aktorami brakuje chemii(cóż w filmach Donnie raczej walczy), a sama ich relacja jest nudna i tragicznie napisana.   

To może jakieś ciekawe potyczki, bo w końcu to azjatycki film? I tu zawód dodatkowy. Walki są słabe, wspomagane cyfrowo(co widać okiem laika), a do tego montaż nie daje się wykazać specjalistom od sztuk walki. Do tego irytuje inspirowane John’em Woo nadużywanie spowolnień akcji. Ostateczny cios zadają nadużywane efekty specjalne, które śmiało mogą stanąć w szranki z tymi z "Bitwy pod Wiedniem".

OCENA(1-5): 2

36
Tajlandia, 2012
Reżyseria: Nawapol Thamrongrattanarit

Reżyser o trudnym do wymówienia nazwisku, „złote dziecko” tajskiego kina, po sukcesie komercyjnym scenariusza komedii jego autorstwa, dostał możliwość nakręcenia własnego filmu. Spośród wszystkich możliwości wybrał ścieżkę kina artystycznego. Enigmatyczny tytuł nawiązuje do ilości klatek w analogowej taśmie fotograficznej. I w filmie otrzymujemy 36 ujęć. Forma więc staje się zarazem treścią. Ujęcia są statyczne i do tego najważniejsze w filmie. Aktorzy często opuszczają kadr, słyszymy ich rozmowy, często urwane w połowie zdania. I tak przez 108 minut. A jaki jest temat? Kwestia pamięci we współczesnym cyfrowym świecie.  

Sama fabuła jest szczątkowa. Główna bohaterka pracuje jako asystentka reżysera i pstryka w tysiącach fotki różnych lokacji. Przy okazji fotografowania  pewnego budynku poznaje Oom’a, który nie chce być na zdjęciach. Po namowach udaje się zrobić jedno wspólne. Od tamtego dnia tracą kontakt. Po pewnym czasie dysk ze zdjęciami psuje się dziewczynie, a zdjęcia z tego dnia przepadają. Co warto zachować a czego nie? Co zapamiętujemy? Czy dziewczyna miała chłopca zapisanego wyłącznie w pamięci usb czy również w pamięci ludzkiej? Tego się nie dowiemy.

Film otrzymał nagrodę na festiwalu w Pusan, gdzie Bela Tarr(znany z długich statycznych ujęć przecież) wyróżnił ten film, za stworzenie własnego języka filmowego. Ja nie wiem, czy NUDA, jest taka nowa. Lubię kino artystyczne, eksperymentujące, lecz najwidoczniej jeszcze do takiego filmu nie dojrzałem w swojej kinofilii. Ciekawy temat, lecz zbyt awangardowe podejście reżysera sprawiło, że film bardziej nudzi niż wciąga.


OCENA(1-5): 2,5
Tylko dla fanów ascezy filmowej w jej krańcowym stanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...