No Tears For The Dead (org. U-neun nam-ja)
Korea Południowa, 2014
Reżyseria: Jeong-beom
Lee
Najbardziej znany film Jeong-beom Lee pt. A-jeo-ssi/The Man From Nowhere wśród
widzów, w tym polskich, odniósł spory sukces. Wystarczy popatrzeć na średnią
ocen na filmweb przy prawie 5 tysiącach głosów. Mnie również podobał się ten
film, choć obyło się bez wielkich zachwytów. Historia była wtórna, za to realizacja scen była fascynująca. Widząc spory potencjał u reżysera czekałem na
informacje o jego najnowszym dziele i kolejnych zmaganiach z kinem akcji.
Głównym bohaterem jest Gon(Dong-gun Jang).
Urodzony w Korei, wychowany w Ameryce. Zawód: płatny morderca. Charakter:
milczek. W czasie wykonywania „ostatniej misji” jego „nos” wyczuwa osobę
skradającą się za drzwiami. Strzela. Gdy otwiera drzwi, jego oczom ukazuje się
mała dziewczynka z raną postrzałową serca. Gon trapiony wyrzutami sumienia zaczyna
pić. Zaniepokojone szefostwo wysyła do jego domu panów z „zaproszeniem” na
spotkanie. Wkurzeni bossowie nakazują Gonowi naprawić wyrządzoną krzywdę w
kolejnej „ostatniej misji”. Zadośćuczynieniem ma być zabicie matki dziewczynki,
która przy okazji prawdopodobnie otrzymała pewien plik komputerowy z pożądanymi
przez Triady danymi. Matka, czyli Mo-Kyung(Min-hie Kim), początkowo okazuje się
być typową korpo-suką, nastawioną na karierę pracoholiczką. Z biegiem czasu
dowiadujemy się, że opiekuje się jeszcze schorowaną matką, a córkę zabrał jej
mąż gangster. Gon postanawia się zbuntować i zamiast zabić kobietę, postanawia
ją chronić. Nieposłuszeństwo wobec mafii oznacza nasłanie na parę grupki
specjalistów od zabijania.
„No Tears For The Dead” są swego rodzaju rewersem „The Man From Nowhere”.
W debiucie
ginęła matka i porywano małą dziewczynkę. W najnowszym filmie umiera mała
dziewczynka i porywana jest matka. Tak jak „The Man From Nowhere” można było
przyrównać do „Uprowadzonej”, tak żartując „No Tears For The Dead” ma trochę z „Uprowadzonej
2”. Bo w pierwszych filmach porywano dziecko, a w tych drugich matki.
Podobieństwo jest również w przypadku wartości filmu. Drugi oznacza słabszy.
Oprócz dynamicznego początku, film przez pierwsze
fragmenty lekko się wlecze. Sam dramat jest banalny i anemiczny, lecz gdy
machina akcji rusza można być w końcu zadowolonym. Stylizowane strzelaniny może
nie zachwycają tak jak w „Ajeossi”, ale trzymają w napięciu i są wystarczająco
krwawe. Najciekawsza jest finalna, „bratobójcza” wręcz walka, bo jak mówi
postać grana przez Briana Tee kilerzy są jak rodzina. Na myśl przywodzi ona tą
z filmu „Wojownik” z Tomem Hardy’m. Interesująca jest nie tylko ze względu na
kontekst, ale i szaleństwo w oczach Gona oraz pokaz dźwigni, których nie
powstydziłby się w MMA Mamed Khalidov.
A Dong-gun Jang już właściwie specjalizuje
się w odtwarzaniu postaci milczącego wojownika/zabójcy, który pragnie odejść na
emeryturę. Ze swojej strony mogę przypomnieć film Honor Wojownika(jedną z
pierwszych recenzji na blogu). Trzeba przyznać jednak, że świetnie się w takich
klimatach odnajduje. Zapewne znajdą się i tacy, którzy będą narzekać na
histeryczny płacz głównej kobiecej bohaterki w paru scenach. Dla nich polecam „Interstellar”
i obserwowanie McConaughey’a, który szarżuje jak dziki kowboj w podobnej scenie
oglądania dzieci na monitorze.
Zatem „No Tears For The Dead” to kolejny przyzwoity film akcji z Korei Południowej. Brakuje w nim jednak ciekawszej intrygi
i nieszablonowych charakterów. Jednak po filmie nie będzie się płakać z bólu,
bo seans wchodzi bezboleśnie. Czekam więc na kolejny film, oby z lepszym scenariuszem.
OCENA
(1-5): 3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz