sobota, 8 listopada 2014

No Tears For The Dead (2014 r.) - recenzja najnowszego filmu twórcy "The Man From Nowhere".

No Tears For The Dead (org. U-neun nam-ja)
Korea Południowa, 2014
Reżyseria: Jeong-beom Lee

Najbardziej znany film Jeong-beom Lee pt. A-jeo-ssi/The Man From Nowhere wśród widzów, w tym polskich, odniósł spory sukces. Wystarczy popatrzeć na średnią ocen na filmweb przy prawie 5 tysiącach głosów. Mnie również podobał się ten film, choć obyło się bez wielkich zachwytów. Historia była wtórna, za to realizacja scen była fascynująca. Widząc spory potencjał u reżysera czekałem na informacje o jego najnowszym dziele i kolejnych zmaganiach z kinem akcji.

Głównym bohaterem jest Gon(Dong-gun Jang). Urodzony w Korei, wychowany w Ameryce. Zawód: płatny morderca. Charakter: milczek. W czasie wykonywania „ostatniej misji” jego „nos” wyczuwa osobę skradającą się za drzwiami. Strzela. Gdy otwiera drzwi, jego oczom ukazuje się mała dziewczynka z raną postrzałową serca. Gon trapiony wyrzutami sumienia zaczyna pić. Zaniepokojone szefostwo wysyła do jego domu panów z „zaproszeniem” na spotkanie. Wkurzeni bossowie nakazują Gonowi naprawić wyrządzoną krzywdę w kolejnej „ostatniej misji”. Zadośćuczynieniem ma być zabicie matki dziewczynki, która przy okazji prawdopodobnie otrzymała pewien plik komputerowy z pożądanymi przez Triady danymi. Matka, czyli Mo-Kyung(Min-hie Kim), początkowo okazuje się być typową korpo-suką, nastawioną na karierę pracoholiczką. Z biegiem czasu dowiadujemy się, że opiekuje się jeszcze schorowaną matką, a córkę zabrał jej mąż gangster. Gon postanawia się zbuntować i zamiast zabić kobietę, postanawia ją chronić. Nieposłuszeństwo wobec mafii oznacza nasłanie na parę grupki specjalistów od zabijania.

„No Tears For The Dead” są swego rodzaju rewersem „The Man From Nowhere”. W debiucie ginęła matka i porywano małą dziewczynkę. W najnowszym filmie umiera mała dziewczynka i porywana jest matka. Tak jak „The Man From Nowhere” można było przyrównać do „Uprowadzonej”, tak żartując „No Tears For The Dead” ma trochę z „Uprowadzonej 2”. Bo w pierwszych filmach porywano dziecko, a w tych drugich matki. Podobieństwo jest również w przypadku wartości filmu. Drugi oznacza słabszy.


Oprócz dynamicznego początku, film przez pierwsze fragmenty lekko się wlecze. Sam dramat jest banalny i anemiczny, lecz gdy machina akcji rusza można być w końcu zadowolonym. Stylizowane strzelaniny może nie zachwycają tak jak w „Ajeossi”, ale trzymają w napięciu i są wystarczająco krwawe. Najciekawsza jest finalna, „bratobójcza” wręcz walka, bo jak mówi postać grana przez Briana Tee kilerzy są jak rodzina. Na myśl przywodzi ona tą z filmu „Wojownik” z Tomem Hardy’m. Interesująca jest nie tylko ze względu na kontekst, ale i szaleństwo w oczach Gona oraz pokaz dźwigni, których nie powstydziłby się w MMA Mamed Khalidov.

A Dong-gun Jang już właściwie specjalizuje się w odtwarzaniu postaci milczącego wojownika/zabójcy, który pragnie odejść na emeryturę. Ze swojej strony mogę przypomnieć film Honor Wojownika(jedną z pierwszych recenzji na blogu). Trzeba przyznać jednak, że świetnie się w takich klimatach odnajduje. Zapewne znajdą się i tacy, którzy będą narzekać na histeryczny płacz głównej kobiecej bohaterki w paru scenach. Dla nich polecam „Interstellar” i obserwowanie McConaughey’a, który szarżuje jak dziki kowboj w podobnej scenie oglądania dzieci na monitorze.

Zatem „No Tears For The Dead” to kolejny przyzwoity film akcji z Korei Południowej. Brakuje w nim jednak ciekawszej intrygi i nieszablonowych charakterów. Jednak po filmie nie będzie się płakać z bólu, bo seans wchodzi bezboleśnie. Czekam więc na kolejny film, oby z lepszym scenariuszem.


OCENA (1-5): 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...